Strasburg na weekend

Strasburg na weekend

2017_francja_strasburg_02

Wsiąść do pociągu byle jakiego … Nie, wróć! Nie znowu tak byle jakiego! Tym razem pora na słynne TGV, sunące z prędkością 250 km/h. I tym razem wyjątkowo, w towarzystwie li i jedynie książki! Panie i panowie! Taaaa daaaam! Czas na babski weekend!

Po raz pierwszy w życiu nadszedł czas na wypad z przyjaciółkami. Bez mojego ukochanego ogona ;) Jako że z przyjaciółmi zazwyczaj umawiamy się w połowie drogi pomiędzy Szwacjarią, Luksemburgiem a Niemcami, to i tym razem wybór padł na francuską Alzację, czyli w tym wypadku Strasburg, w którym jest się nam najprościej spotkać bez samochodów. Kto by wsiadał za kierownicę, gdy pociągi mkną przez Europę z taką prędkością? Ja na pewno nie, szczególnie że wolny czas zamierzam spędzić spędzić z nosem w książce, na co ostatnio zupełnie nie mam czasu…

Ale wracając do Strasburga… Czego można się spodziewać po babskim spotkaniu? Plotek, zakupów, plotek, picia wina, plotek …wszystkiego … ale raczej nie zwiedzania;)

2017_francja_strasburg_07

Nam jednak, wbrew pozorom, nawet udało się coś zobaczyć! Przede wszystkim dworzec kolejowy, z ciekawie wkomponowanym  szklanym zadaszeniem, parę przypadkowych zaułków i placów. Do tego małą Francję, la Petite France, która jest owszem urocza, ale ku naszemu zdziwieniu rzeczywiście petite. Przeszłyśmy ją nawet parę razy wzdłuż i wszerz, by mieć pewność że na pewno trafiłyśmy w dobre miejsce. Oraz do tego hit weekendu, czyli wyjście na wieżę katedry Notre Dame. Swoje odstałyśmy cierpliwie w kolejce, choć miałyśmy parę razy ochotę uciekać, by po wydreptaniu na sam szczyt z lotu ptaka podziwiać to, na co nie znalazłyśmy czasu w ten „zabiegany weekend”. Czyli choćby gmach Parlamentu Europejskiego i oranżerię.

2017_francja_strasburg_09

W te miejsca być może jeszcze wrócimy. Być może po raz kolejny z przyjaciółkami, bo spotkania w Alzacji to już niemal nasza tradycja; a być może tylko z Piotrkiem i dziećmi. Wszak Strasburg mamy przecież tuż pod nosem. Zaledwie tylko 2,5 godziny jazdy…

PS. Jak dobrze mieć pod ręką komórkę, którą można reportersko co nieco uchwycić… Świat stanął na głowie! Nie dość że jadę bez męża i dzieci, to jeszcze bez aparatu! :))))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *