Latające lisy – opowieść w trzech aktach

Latające lisy – opowieść w trzech aktach

2016_australia_latajace_lisy_02

Akt pierwszy, scena pierwsza
Daintree, wczesny wieczór.

Krzątamy się w kamperze, gdy nagle Ania krzyczy: „Nietoperze! Nietoperze lecą! Patrzcie!”. Pomiędzy myciem jednego a drugiego talerza wychylam się z samochodu,  zerkam w górę i mówię „Eee, to chyba jakieś jakieś kruki…”.

Dziesięć minut później wychodzę na zewnątrz do Ani, zadzieram głowę i krzyczę: „Aaaa! Rzeczywiście! Piotrek! Aparat! Nietoperze! Całe stado!!!”

Scena druga
Daintree. Dzień później, wczesny wieczór.

Tropikalna burza kończy sie tak samo nagle, jak się zaczęła. Wychodzimy wszyscy przed samochód, bo wreszcie jest czym oddychać. Spoglądamy w stronę gór i widzimy czarną chmurę nadlatującą w naszym kierunku. A za nią drugą i trzecią i kolejną. Pierwsza z chmur jest już nad naszymi głowami i nie ma najmniejszych wątpliwości, że to nie chmura, a chmara wielkich nietoperzy. Charakterystycznie wykrojone czarno-brązowe skrzydła trzepotają nad nami, a my stoimy z zadartymi w niebo głowami i snujemy głośne przypuszczenia, że one pewnie tak zawsze, co noc… na wyżerę do dżungli lecą…

2016_australia_latajace_lisy_07

Akt drugi, scena pierwsza
Ingham, samo południe

Leniwie wygrzewamy się na kocu piknikowym na skraju parku, podczas gdy nasze ciuchy wirują się w pralce po drugiej stronie ulicy. Ania maluje, Patryk ćwiczy leżenie na brzuszku, my jak zwykle rozglądamy się dookoła. Jest na czym oko zawiesić, bo park tętni życiem, mimo że jest sam środek upalnego dnia. Przerzucając wzrok z gryzących nogi mrówek na załatwiającego się przy krzaku nieopodal psa, spoglądam na wysokie drzewa po drugiej stronie parku. Takich jeszcze w Australii nie widzieliśmy – liści maja raczej niewiele, a gałęzie uginają się pod ciężarem wielkich wiszących „owoców”. Gdy się jednak dokładniej przyjrzeć, to owoce co rusz odrywają się od gałęzi i kwicząc przelatują na inną gałąź łopocząc swoimi gigantycznymi skrzydłami! Dopiero wtedy dociera do nas, że to nie żadne owoce, a gacki! I to tysiące gacków, co najciekawsze wcale nie śpiących, ale robiących niezłe zamieszanie tym swoim kwikiem i grupowym przeskakiwaniem z gałęzi na gałąź!

2016_australia_latajace_lisy_01

Scena druga
Ingham, godzina później

Powoli i ostrożnie idziemy całą czwórką w stronę nietoperzowych drzew. Czujemy się trochę jak w telewizyjnym  horrorze, gdy wielkie nietoperze-wampiry przelatują tuż nad naszymi głowami.  Są potężne, łopoczą skrzydłami i kwiczą głośno. Są ich całe setki, a może nawet tysiące. Stoimy i gapimy się na nie jak zahipnotyzowani. A tuż po chwili podbiega do nas przejęta pani piknikująca w parkowej altance i ostrzega żebyśmy przypadkiem nie dotykali żadnych nietoperzy, nawet ich maleństw, choćby nie wiem jak słodko się do nas uśmiechały. A na wszelki wypadek mamy też unikać nietoperzych kupek i pilnować dzieci, żeby…
„Żeby nam nietoperze dzieci nie porwały???” – pytam rozbawiona
„Nie – śmieje się pani – żeby dzieci też nic nie dotykały! A te to nie są jakieś tam zwykłe nietoperze, tylko latające lisy, największe nietoperze na świecie! Są wegetarianami, dzieci nie jadają :)” Dyskutujemy z przemiłą panią jeszcze chwilę o tych fascynujących zwierzakach, ich czuwaniu na parkowych drzewach, o wyjadanych przez nie ogromnych ilościach mango i niestety – o groźnych chorobach przenoszonych przez te przesympatyczne stworzenia. O unikaniu kontaktu z kupkami wielkich nietoperzy nie ma mowy – kiedy patrzymy pod nogi, uświadamiamy sobie, że wpadliśmy w guano po uszy…

2016_australia_latajace_lisy_06

Akt trzeci, scena pierwsza
Yeppoon, wczesne przedpołudnie

Szukamy sklepu i placu zabaw, a tymczasem znajdujemy kolejną kolonię latających lisów. I zupełnie nas to znalezisko nie dziwi ;) Tuż przy drodze zwisają z niewysokich namorzynowych drzewek czarne podłużne zawiniątka. Znów w ilościach przekraczających jakiekolwiek wyobrażenia. Tym razem na spotkanie z hrabią Drakulą i jego świtą rusza sam Piotrek i wsiąka w nie jak woda w gąbkę. Latające lisy są tutaj na wyciągnięcie ręki i po prostu nie można się im oprzeć!

2016_australia_latajace_lisy_03

Latające lisy – flying foxes – to największe nietoperze na świecie, rozpiętość ich skrzydeł może przekraczać 1 metr! Żywią się nektarem, pyłkami i owocami, a co noc potrafią lecieć nawet 50 kilometrów w poszukiwaniu jedzenia. Latające lisy posiadają bardzo dobry wzrok i do poruszania się nie używają echolokacji, tak jak to robią normalne, małe nietoperze. Mamy wrażenie, że nie posiadają nawet powiek i nawet w trakcie drzemki, kiedy wiszą nieruchomo owinięte skrzydlatym płaszczem,  dwa okrągłe groszki bacznie obserwują otoczenie.

Gdzie można spotkać latające lisy? Chyba prawie wszędzie w Australii! I to wcale nie trzeba się za nimi uganiać po lesie. My natknęliśmy się na wielkie kolonie w samym centrum miast:

– Ingham, Queensland, GPS: S 18 39.066 E 146 09.586
– Yeppoon, Queensland, GPS: S 23 08.061 E 150 44.826

2 Comments

    1. Słodziaki, to fakt :) Moglibyśmy się w nie wpatrywać godzinami. Ale żeby je dotykać lub karmić z ręki? To by nam do głowy nie przyszło ;) Zresztą podobnie jest ze zwykłymi małymi nietoperzami, które często przenoszą wściekliznę – lepiej robić zdjęcia niż zabierać się za głaskanie ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *