Za oknem szaro, a dodatkowo od rana nieustannie pada deszcz… Właśnie tak wyglądała cała nasza zima w Niemczech i najwyraźniej wiosna chce być do niej podobna. Po roku spędzonym w tak wielu zakątkach świata, gdzie jak na życzenie świeciło nam prawie zawsze słońce powoli zaczynamy mieć dość szarości i mżawki. Tęsknimy za słońcem, tęsknimy za ciepłem no i przede wszystkim tęsknimy za wakacjami!
Tym razem chcemy zostać w Europie i zobaczyć jakiś jej najbardziej wysunięty na południe kawałek. Kuszą nas wyspy na Morzu Śródziemnym. Mamy ochotę na dobre jedzenie. I przede wszystkim na coś więcej niż tylko ta sama plaża od rana do wieczora. Sprawdzamy połączenia tanich linii lotniczych z najbliższego lotniska i parę kliknięć później jesteśmy bogatsi o bilety na Kretę! Decydujemy się w sumie bez wahania, bo Grecji nie znamy prawie wcale. No może oprócz Rodos, na którym byliśmy dawno, dawno temu…:) Kreta przyciąga nas przede wszystkim słoneczną pogodą, swoim rozmiarem, różnorodnością oraz pochlebnymi opiniami, jakie słyszeliśmy tu i tam. Grecja kusi nas też portami, z których wypływają promy w przeróżne kierunki i chodzi nam po głowie mały grecki „island hopping”, bo ponoć wyspa wyspie nierówna…
Po raz pierwszy od wielu, wielu lat przed wyjazdem nie planujemy zupełnie nic. Nie dość, że nie mamy do tego za bardzo głowy, to jeszcze chcemy złapać swoje tempo i zobaczyć tylko tyle ile będziemy mieli ochotę. Poza tym po tych całorocznych przygodach tu i tam, wakacje w Grecji wydają nam się tak zupełnie łatwe i bezproblemowe, że nawet nie zaprzątamy sobie głów jakąkolwiek organizacją. Jedyne co robimy przed wyjazdem, to dzień wcześniej wynajdujemy tanią wypożyczalnię i rezerwujemy samochód, tak aby czekał na nas na lotnisku, a parę godzin przed wylotem pakujemy plecak. Trzeba przyznać, że obawiamy się trochę Krety. Boimy się przede wszystkim tego, że będzie to miejsce bardzo turystyczne, z wielkimi resortami, hotelami i basenami wybudowanymi jeden na drugim, z wywindowanymi cenami i zepsutymi turystyką lokalsami. Ale rzeczywistość na szczęście nie okazuje się aż taka straszna :)
Nasze wakacje w Grecji zaczynamy lądując w Chani. Czeka tam już na nas czerwona strzała, otwieramy mapę którą dostajemy wraz z samochodem i ruszamy na zachód. Nie mając kompletnie żadnego planu, wypytujemy sprzedawcę w sklepie o ładne miejsca w okolicy i w ten sposób docieramy na pierwszą plażę, na której… nie znajdujemy ani wielkich hoteli, ani tłumu ludzi pod parasolkami, ani głośnej muzyki… Jest za to piasek, szum morza, parę niewielkich hotelików pochowanych gdzieś między drzewkami oliwnymi, a do tego jedna tawerna i jeden sklep. Jak to ma być ta turystyczna Kreta, zdeptana przez miliony turystów, to nam się tu podoba :)
Później plan na każdy kolejny dzień układa się praktycznie sam. Codziennie jedziemy kawałek przed siebie i zatrzymujemy się na noc tam gdzie nam się akurat spodoba, a ponieważ jest jeszcze przed sezonem, nie mamy żadnych problemów ze znalezieniem dobrego i niedrogiego noclegu. Każdego dnia łączymy leniuchowanie na plaży i obżarstwo w tawernach z powolnym odkrywaniem zupełnie nowych dla nas miejsc. W ciągu 10 dni objeżdżamy całą Kretę dookoła, po czym meldujemy się w porcie w Heraklionie. Stąd płyniemy na północ w stronę dwóch kolejnych, dużo mniejszych greckich wysp. Pierwsza z nich to Santorini, której nie mogło po prostu na naszych greckich wakacjach zabraknąć, a później przychodzi pora na mniej znaną Ios. W ten sposób w niespełna 3 tygodnie udaje nam się zobaczyć niezły kawałek Grecji. Ale o tym co dokładnie, gdzie i jak, napiszemy następnym razem :)
Czekam z niecierpliwością na fotorelację z Waszej greckiej podróży, szczególnie po wyspie Santorini. W zeszłym roku spędziliśmy tam tydzień i jestem ciągle pod jej urokiem. Po prostu grecki raj na ziemi! :)
Santorini ma coś w sobie! Nas też zauroczyła, mimo przewalających się przez nią tłumów :)
Fotorelacja oczywiście będzie :)))
Ale super, wszystko czego mi teraz trzeba – cieple morze, piękna pogoda i przede wszystkim wakacje… :) A na Krecie byłam, chociaż mało zwiedziłam – Heraklion, Chanię (i pobliski aquapark) i jedyne jezioro na wyspie :)
Pozdrawiam!
No to najwyższy czas planować wakacje! :) Może i tym razem skusi Cię Kreta?
My nad jezioro nie dotarliśmy i Heraklion też tylko z okien autobusu widzieliśmy. Może innym razem … ;)
Uwielbiam Grecję, byłam na kilku wyspach, pływałam jachtem przez 10 dni. Planuję wrócić, wszystkim polecam!
Wyspy greckie jachtem to super pomysł! Aż bym sama popłynęła, mimo że mam chorobę morską za każdym razem, gdy tylko trochę zacznie bujać statkiem/jachtem/łódką;)
A na jakich wyspach byłaś?
Kreta i Santorini stacjonarnie. Jachtem- Hydra, Mykonos, Paros.
Polecam wyspy Greckie szczególnie Skiathos – Super klimat. Za rok planujemy być tam na rowerach.
Na Krecie widzieliśmy paru rowerzystów z sakwami i podziwialiśmy ich zapał! :) Skiathos też taki górzysty jest?
Byłam w Grecji już po sezonie, na Peloponezie. Małe wioski, zero turystów, plaże i morze, zamki i souvlaki, mmmm
Bo w Grecji to w ogóle jest chyba wiele takich uroczych miejsc… przed i po sezonie, ma się rozumieć ;)))
Myślę, że jeszcze kiedyś wrócimy do Grecji, następnym razem jednak w zupełnie inne miejsca!
Oj tak! Krete wspominam bardzo miło, i ten nocleg w jaskini w Matali :D zdeccydowanie wróce tam ze swoim rowerem kiedys.
Te jaskinie w Matali aż się proszą o nocleg! :) Powiedz, jak Ci się udało uciec przed czujnym okiem strażnika? Bo że przez płot przeskakiwałeś nocą, to nie uwierzę :D
robiło się rożne glupie rzeczy za studenta :P http://kolemsietoczy.pl/jak-bob-dylan-matala-nocleg-5000-letniej-jaskini/
Powodzenia! Moja wyprawa na Santorini z Krety skonczyla ise niepowodzeniem :P
Santorini jest specyficzną wyspą ;) U nas skończyła się powodzeniem, bo się odpowiednio nastawiliśmy, na to co nas tam może spotkać. No chyba, że nie mówisz o tych przewalających się tłumach, tylko o zupełnie innych niepowodzeniach???
Chętnie wróciłabym na Kretę – choćby dzięki Waszym zdjęciom więc czekam na kolejne :) Marzy mi się taki wyjazd z rejsami po innych wyspach ale przeraża mnie to bujanie na promie. Bardzo buja? My byliśmy jeszcze na Korfu – także polecamy choć to całkiem inna Grecja jak dla mnie.
W obie strony płynęliśmy dużym katamaranem i nie bujało prawie w ogóle. Będziemy pamiętać o Korfu, a w planach „na kiedyś” mamy jeszcze Kos :)
na tych wielkich promach co biorą 1200 osób w ogóle nie czuje się,że się płynie. za to łódka za 5 euro którą płynęłam z Kos na Kalymnos to coś jak rollercoaster. tak czy siak – island hopping to najepsze co może być ;-) polecam Tilos!