To gdzie to Banff?

To gdzie to Banff?

2014_kanada_banff_09

Przekraczamy granicę parków i jesteśmy w Banff! Planujemy zatrzymać się wcześniej i do samego Banff nie wjeżdżać, ale źle interpretujemy znaki na autostradzie (!!!) i jak już skręciliśmy, tak dojeżdżamy do samego miasta (!!!). Tu nie sposób nie wspomnieć o naszym wielkim zaskoczeniu i zarazem rozczarowaniu, jakie przeżywamy w tym tak wyczekiwanym przez nas parku. Po pierwsze: autostrada! Tak, parki Banff i Jasper połączone są autostradą – krajową jedynką jeśli to ma jakieś znaczenie – dwa, trzy pasy w jedną stronę, dwa, trzy w drugą. Równolegle do nich kolej. Samo miasto bardziej przypomina nasze ciut bardziej wychuchane Zakopane niż którąkolwiek z małych wiosek w amerykańskich parkach. Jednym słowem … OGROMNA cywilizacja, jakiej się zupełnie nie spodziewaliśmy.

Na chybił trafił wybieramy jeden z parkowych kempingów i lokujemy się na nim bez problemu mimo ostrzeżeń, że możemy miejsca w ogóle nie dostać. I tu kolejne zaskoczenie – ognisko wieczorem zapalić można, pod warunkiem, że za nie zapłacimy.  8 dolarów za dzień… Lekka przesada, co? Pocieszający jest fakt, że drzewo na ognisko leży na wielkim stosie i jest „w cenie”.  Z tego korzystają co sprytniejsi obywatele USA, zapakowując bagażniki po sam dach przed wyjazdem z kempingu :)

2014_kanada_banff_02

No ale wróćmy do Banff … centrum nie zachwyca. Ulice, uliczki, domy prywatne, hostele, hotele, hoteliska, sklepy, knajpy, eleganckie restauracje, fabryka czekolady, płatne parkingi, sklepy, światła na skrzyżowaniu, pan wpuszczający pieszych na przejście … Poza tym pada, siąpi, jest zimno. Zmęczeni tą pogodą lokalizujemy małą tajską knajpkę i przez następne parę godzin wspominamy Azję. Mimo że dania od oryginalnych sporo smakiem (nie mówiąc już o cenie!) się różnią, to i tak po raz pierwszy od wielu miesięcy rozkoszujemy się smakami, za którymi tęsknimy! Wszyscy w trójkę! Okazuje się, że Ania jest tak samo wielką fanką tajskiej kuchni, że na widok samego białego ryżu uśmiecha się od ucha do ucha. A gdy na stole ląduje reszta dania, to Ania zajada aż się jej uszy trzęsą :) A pani kelnerka nadziwić się nie może, że takiego małego konesera ze sobą przyprowadziliśmy.

2014_kanada_banff_05

Po obżarstwie nie zostaje nam nic innego jak ruszyć na spacer. Wszystkie góry naokoło otulone są chmurami, wychodzić na szczyty nie ma sensu, pozostaje więc poszukać skarbów. I tu Banff spisał się na medal, chowając geocache w różnych miejscach w parku i zachęcając dzieciaki do szukania ich.

Kolejnego dnia powtórka z rozrywki. Najpierw dłuuuga kawa i free wi-fi w kawiarence, później Taj, później skarby, a na sam koniec miejsce, które dało początek wszystkim kanadyjskim parkom narodowym: Cave and Basin – jaskinia z ciepłym źródłem o lekko siarkowym zapachu. Cały kompleks wciąga Anię na dłuższą chwilę i gdy wychodzimy na światło dzienne okazuje się, że chmury podnoszą się i mamy  tę jedną jedyną chwilę na widoki! Pakujemy się do samochodu i jedziemy przed siebie podziwiając wyłaniające się szczyty, które do tej pory były szczelnie otulone chmurami.

Po zachodzie słońca wracamy do namiotu. Boliwijskie czapki idą w ruch, miodowa woda ognista także… Jest zimno! Zasypiamy nasłuchując bębniących w tropik kropel deszczu. Pada całą noc … Pada też o poranku … Czas na nas …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *