Po krótkim skoku w bok docieramy wreszcie do Yellowstone! I od razu zapuszczamy tu korzenie… Czekaliśmy na ten moment od bardzo dawna i akurat tutaj chcielibyśmy spędzić tyle czasu, by na pewno nie wyjeżdżać z uczuciem choćby niewielkiego niedosytu. Chcemy obejrzeć tyle geotermalnych atrakcji ile jesteśmy w stanie wchłonąć i to bez pośpiechu, w tempie, które nie doprowadzi nas do zawrotów głowy od nadmiaru niesamowitości. Chcemy tu zostać tak długo, by … na wielkiego kudłatego bizona reagować jak na pospolitą łaciatą krasulę. Specjalnie nie czytamy wcześniej zbyt wiele, nie planujemy szczegółów i nie dajemy sobie żadnych limitów czasowych tylko po to, by pozwolić sobie na powolną eksplorację krok po kroku i zostanie tu tak długo, jak tylko będziemy chcieli.
Błogi stan zadowolenia osiągamy dopiero po dziesięciu leniwych dniach w Yellowstone. Namiotujemy, spacerujemy, zbieramy grzyby, jeździmy w te i we w te, wieczorami palimy ogniska i rozmawiamy z sąsiadami na kempingu. Dzięki tym nowym znajomościom Ania zyskuje nową koleżankę, z którą dokazują do późnej nocy, a my cenne rady na dalszą drogę oraz zaproszenia do San Francisco i San Diego :) Po raz kolejny przekonujemy się, że świat jest pełen niesamowicie otwartych ludzi!
Życie na kempingu, szczególnie w takim parku jak Yellowstone może być nieco zaskakujące dla Europejczyków, którzy w USA nigdy wcześniej nie byli.
Po pierwsze miejsca na namiot są tak ogromne, że spokojnie pomieściłyby ze cztery rodzinne namioty, a i tak wiatr miałby gdzie między nimi hulać!
Po drugie na obszarach, gdzie spotkać można niedźwiedzia wszystkie pachnidła czyli całe jedzenie, kosmetyki i śmieci należy przechowywać w specjalnych, metalowych szafkach antymisiowych. Z dwojga złego lepiej żeby misiek próbował się dobrać do skrzyni niż do namiotu…
Po trzecie łazienki z wodą to luksus – nie na każdym kempingu takie są. Na najtańszych kempingach typu „kto pierwszy ten lepszy” (czyli nasze ulubione :) ) możemy się raczej spodziewać zwykłych wychodków i rozsianych tu i tam wystających z ziemi rurek z kurkami z wodą. Zlewów do umycia naczyń najczęściej brak, resztek jedzenia oczywiście w krzaki wylewać nie wolno co by zwierzyny nie zwabić, więc trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby gary po obiadku umyć. Nasza prywatna teoria jest taka, że Amerykanie zlewów nie potrzebują, bo po prostu nie gotują ;)
Po czwarte prysznice są tylko w parkowych wioskach, w kilku miejscach w całym parku. Wyjątkiem jest kilka największych kempingów, które są i droższe i trudno na nie wbić, ponieważ miejsca są wyprzedane nawet kilka miesięcy wprzód. My nigdy niczego nie rezerwujemy wcześniej, więc śpiąc na prostych kempingach w celach prysznicowych dojeżdżamy te 30 kilometrów w jedną stronę ;)
Po piąte drzewo na wieczorne ognisko należy kupić w sklepie i słono za nie zapłacić, bo za przytarganie choinki z lasu podobno grozi całkiem wysoki mandat. Tak przynajmniej wygląda teoria, bo w praktyce wystarczy rozbić namiot na brzegu kempingu w bezpośrednim sąsiedztwie lasu i sprawa załatwiona. Na własne ryzyko :)
W Yellowstone jest nam wyjątkowo dobrze. Byłoby idealnie, gdyby nie pogoda, która mimo że znacznie się poprawiła, to niestety nadal jest trochę w kratkę. Często uciekamy przed deszczem z jednego końca parku na drugi lub chronimy się w pralni ;) Słońca i przyjemnego ciepełka na szczęście też nie brakuje i znajdujemy nawet okazję, żeby jednego dnia wskoczyć do jeziora (raczej zimnego), a innego dnia do rzeki (nawet ciepłej). Za to noce przypominają już o powoli zbliżającej się jesieni. Mimo, że jest połowa sierpnia i słońce nadal potrafi mocno przygrzać, to jednak wysokości powyżej 2000 metrów owocują chłodnym wieczorami i temperaturami spadającymi o poranku do +4 °C… Konieczne okazuje się więc uruchomienie ogrzewania w postaci herbatki malinowej, grzanego piwa i dokupienie dodatkowego śpiwora…
cdn… :)
Odkąd pamiętam Yellowstone było moim marzeniem:) Ale z powodu wiz odkładamy ten park na następny raz…:) Pozdrawiamy z Meksyku:)
Podobno z Meksyku da się wjechać do USA bez wizy. Tylko trzeba uważać na patrole ;)
Trochę zazdroszczę. Zazwyczaj wolę luksusowe hotele, ale na zdjęciach widać, że dobrze się bawiliście :) Być może kiedyś wybiorę się Yellowstone. Na razie to odległe marzenia, ale kto wie…
W Yellowstone są też luksusowe hotele, ale raczej z luksusowymi cenami…
ty wiesz, tam trzeba drzewo do lasu wozić! – mój mąż nie mógł wyjść z osłupienia po kempingu w Kanadzie :D
W Kanadzie mają jeszcze większy poziom wyrafinowania. W Banff i Jasper na zapalenie ogniska trzeba było wykupić pozwolenie… A Wy gdzie byliście?
takiego sklepu z pamiątkami się nie spodziewałam! Ale w sumie głupota, że się nie spodziewałam.
A to i tak tylko połowa sklepu i to nie jedynego w parku. Gdzieś te miliony pamiątek muszą się sprzedać ;)
Skoro pryszniców nie ma, to wiadomo już dlaczego odległości pomiędzy namiotami muszą być duże ;-)
Hahaha! Ma to sens :)