Pierwsze dni w Malezji

Pierwsze dni w Malezji

2013_malezja_melaka-14

Można powiedzieć, że z Singapuru do Malezji przeszliśmy piechotą! :) Długo się zastanawialiśmy nad tym, jak będzie wyglądało przekraczanie granicy zwykłym miejskim autobusem i rzeczywiście było to całkiem ciekawe przeżycie. Tuż przed singapurskimi celnikami kierowca kazał wysiadać, a zaraz za kontrolą paszportową już na nas czekał. Do autobusu wsiedliśmy na parę minut, tylko po to by przejechać przez most i za chwilę zatrzymać się przy celnikach malezyjskich, a stamtąd już piechotką ruszyliśmy na poszukiwania noclegu w Johor Bahru. Pierwsze wrażenia? Raczej mało pozytywne… Przy banku ochroniarz z karabinem, ceny europejskie (więc wysokie), hotel bez szału ale przynajmniej bez robali, a ludzie jacyś tacy nie uśmiechnięci … Ale to niesławne Johor Bahru, więc się nie zniechęcamy, tylko następnego dnia z samego rana łapiemy autobus do Melaki. I to nie byle jaki autobus! Tutaj to standard, ale dla nas to VIP jakim do tej pory jeszcze nie jechaliśmy ;) W rzędzie po trzy szerokie rozkładane do leżenia fotele, firaneczki w oknach, za dziecko płacić nie każą. Jedziemy więc rozwaleni na 6 fotelach, bo oprócz nas w całym wielkim autobusie jest tylko 2 lokalesów. Jakoś koło południa dojeżdżamy do Melaki i od razu ruszamy na miasto.

2013_malezja_melaka-06

Kolorowo tu, całkiem ładnie … ale mimo to nie jesteśmy jakoś szczególnie zachwyceni. Ciężko powiedzieć, czy ciągle zafascynowani jesteśmy Singapurem, czy już podświadomie tęsknimy za zieloną i ukwieconą Indonezją, czy może zabudowania w Melace są za bardzo europejskie … Ciężko powiedzieć. My jednak w ogóle nie łapiemy klimatu. Z kiczowatych riksz leci głośna łupanka, za bardzo nie ma gdzie usiąść, a do tego miał być raj kulinarny, a my dostajemy zimne jedzenie. Szukając atrakcji trafiamy nad rzeką na replikę portugalskiego statku … i to przynajmniej rozładowuje atmosferę, bo podoba się Ani ;) Powstają więc na poczekaniu historie o piratach, rycerzach i kościele ze złotym dachem, który tak naprawdę był drewniany i tylko dla zmyłki pomalowany na złoto. Po zwiedzaniu łodzi trafiamy na jeden plac zabaw, później na drugi … i tak nam jakoś mija czas do wieczora. Wreszcie po zmroku Melaka nabiera kolorów i rehabilituje się trochę. Przez chwilę nawet zastanawiamy się, czy by nie zostać dzień dłużej … ale nie! Jesteśmy ciekawi Kuala Lumpur i chcemy tam dotrzeć jak najszybciej …

One comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *