Bali Roadtrip – część 1

Bali Roadtrip – część 1

2013_indonezja_bali_roadtrip_01

Dzień 1 – Motyle, ryż, wodospad

No i stało się! Wsiadamy do samochodu (Ania przez bagażnik!) i jedziemy na podbój Bali ;) Początek jak i przy skuterze jest śmieszny. Zamiast kierunkowskazów włączają się wycieraczki itp., ale i tak kierowca Piotrek sprawdza się na medal i bardzo szybko dostosowuje do lewostronnego zwariowanego ruchu indonezyjskiego. Plan na dziś – Jatiluwih i najpiękniejsze na Bali tarasy ryżowe. Jedziemy więc w głąb wyspy, zatrzymując się tam gdzie mamy ochotę – to na zdjęcia, to na jedzonko, to na atrakcje, których wcześniej w planie nie było. Taką atrakcją jest park motyli, w którym spędzamy bardzo dużo czasu. Chyba nawet zbyt dużo, bo gdy dojeżdżamy do Jatiluwih to najpierw zaczyna kropić, a chwilę później tak ulewnie padać, że nie ma szans by wyjść z samochodu i pooglądać ryż. Pojęcie „urwanie chmury” nabiera dla nas na Bali zupełnie nowego znaczenia ;)

2013_indonezja_bali_roadtrip_08

Wycofujemy się więc w stronę Bedugul, Aniuta śpi na tylnym siedzeniu, a my cieszymy się z tego, że możemy się przemieszczać mając dach nad głową ;) W Bedugul już tylko kropi, znajdujemy szybko nocleg i jedziemy do wodospadu Munduk, który ostatnio musieliśmy odpuścić z powodu deszczu. Tym razem pogoda jest podobna, ale na szczęście przejaśnia się akurat wtedy gdy jesteśmy w pobliżu wodospadu. Pod wodospadem jesteśmy sami i jest cudownie! To jest jedno z tych miejsc, za które polubimy Bali ;) W drodze powrotnej do Bedugul decydujemy, że zobaczymy jeszcze słynną świątynię na wodzie Pura Ulun Danu Bratan. Co z tego, że robi się już późno i ciemno – chcemy wykorzystać dzisiejszy wieczór bez deszczu, a jutro z samego rana jechać dalej. Świątynia jest udostępniona tylko do fotografowania a nie do zwiedzania, kręcimy się więc wokół niej jakiś czas. Ania biega po okolicznym parku, wspina się na figurki przeróżnych zwierząt, bawi na małym placu zabaw… Ten park, to całkiem dobre miejsce dla dzieci!

2013_indonezja_bali_roadtrip_15

Dzień 2 – durian na wschodzie

Całą noc padało, więc rano szybko uciekamy nad morze. Najpierw trasą dobrze znaną w stronę Singaraja, po to by zobaczyć po drodze wodospad GitGit, na który parę dni wcześniej też nie mieliśmy czasu. Gdy tylko dojeżdżamy do cywilizacji, to zatrzymujemy się w Carrefour i długo krążymy między półkami. To w końcu pierwszy supermarket, który widzimy od niemal 2 miesięcy! ;) Po zakupowym szale zatrzymujemy się u znajomej już pani i zamawiamy przepyszny mie goreng – od razu podwójne porcje oczywiście – kupujemy też słynnego śmierdzącego duriana i mkniemy w stronę Amed, miejscowości na północno-wschodnim wybrzeżu. Na drogach jest już dużo puściej, a krajobraz staje się coraz bardziej surowy gdy po prawej stronie wyrasta wulkan Agung.

2013_indonezja_bali_roadtrip_14

Późnym popołudniem dojeżdżamy do Amed, zdominowanej przez francuskich nurków. Zatrzymujemy się na uboczu, w ładnych bungalowach z prysznicem pod gołym niebem i na podwieczorek jedziemy na plażę, by … zjeść tam duriana! Durian nie jest zły … jednak część owoca oddajemy lokalnym dziewczynkom, które na krok nie opuszczają Ani. Plaża znów jest czarna, powulkaniczna, ale bardzo klimatyczna ze względu na wyrastający z morza Gunung Agung. Mimo sporej ilości białasów Amed jest spokojną i bardzo przyjemną wioską. Chyba to pierwsze miejsce na Bali, do którego miałabym ochotę kiedyś jeszcze wrócić …

4 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *