Zachodnie wybrzeże

Zachodnie wybrzeże

2014_usa_zachodnie_wybrzeze_03

Miało być hop siup, niemalże teleportacja w jeden dzień, a jazda zachodnim wybrzeżem wzdłuż Oceanu Spokojnego zajmuje nam bite pięć dni. Fakt faktem, że wcale nie jedziemy prosto do celu, a zbaczamy z głównej drogi to na poszukiwania skarbów, to na buszowanie w outletach. Czas leci i gdy wreszcie dobijamy do słynnej drogi 101, wiodącej wzdłuż oceanu mamy za sobą już prawie dwa dni dość intensywnej jazdy. Trzeciego dnia rankiem wreszcie docieramy na wybrzeże i tym samym poruszamy się jeszcze wolniej. Jedziemy od plaży do plaży wyskakując co rusz na przerwę w te wielkie piaskownice. Biegamy po szerokich plażach, obserwujemy spienione morze rozbijające się o skały, zafascynowani spędzamy z godzinę przy wodnym gejzerze.

2014_usa_zachodnie_wybrzeze_10

Trochę przypomina nam się jazda przez Nową Zelandię, szczególnie gdy rozkładamy się z gotowaniem obiadów. Wiatr jest co prawda szalony, porywa nam ze stołu talerze, garnki i pomidory, ale za to taki złapany w locie obiad smakuje naprawdę fantastycznie. Przy okazji wzbudzamy wielkie zainteresowanie Amerykanów, którzy na widok patelni, kuchenki oraz świeżych warzyw (a nie słoików!!!) podchodzą do nas i zagadują skąd jesteśmy i jak dużo świata już widzieliśmy. Najwidoczniej widok gotującej obiad rodziny jest Amerykanom zupełnie obcy. A w Nowej Zelandii było całkowicie odwrotnie … ;)

2014_usa_zachodnie_wybrzeze_13

Wracając jednak do plaży … któregoś wieczoru lądujemy na jednym z najbardziej obskurnych kempingów, na którym dominuje dość mocno podpite towarzystwo. Usilnie próbujemy odnaleźć właściciela tego przybytku, ale bezskutecznie. I mimo że pogoda lipna, to idziemy nad morze. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu na plaży znajdujemy jeden rozłożony namiot, a na parkingu zaparkowane i gotowe do nocowania kampery. Nie wahamy się ani sekundy! Galopem wracamy na kemping, zwijamy w kulkę cały nasz dobytek i przenosimy się na plażę :) Schowani między jedną a drugą wydmą balujemy do późnej nocy, paląc na piasku fantastycznie wielkie ognisko..

2014_usa_zachodnie_wybrzeze_20

Czwartego dnia wieczorem docieramy do celu naszej drogi wzdłuż wybrzeża – do Parku Redwood. Śpimy w starym, omszałym lesie, gdzie czujemy się zupełnie jak w bajce. Kolejnego dnia ruszamy na podbój parku, w którym rosną najwyższe na świecie drzewa. Są wysokie, bez dwóch zdań! Jednak nie zachwycają nas tak bardzo jak grubaśne kalifornijskie sekwoje, które widzieliśmy 5 lat wcześniej. No i samo zwiedzanie parku polegające na przejechaniu widokowej drogi, zatrzymywaniu się w wyznaczonych miejscach i przejściu krótkiego odcinka do jakiejś „atrakcji” średnio nas kręci. Tylko na jednym szutrowym odcinku czujemy się ukontentowani. Uciekamy z Redwoodów dość szybko i bez żalu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *