Wadi Bani Awf

Wadi Bani Awf

2018_oman_wadi_bani_awf_30

Kwintesencja omańskich gór! Najpiękniejszy off road!! Oczywiste must see!!! Tylko dla doświadczonych kierowców!!!! Tego typu hasła przewijają się chyba w każdym przewodniku o Omanie. W takiej sytuacji nie mogliśmy zrobić inaczej, jak tylko wpisać słynne Wadi Bani Awf na sam początek naszej listy omańskich atrakcji. Do przemyślenia pozostało tylko jedno – czy lepiej przejechać trasę w dół, bo ponoć wtedy są lepsze widoki, czy może lepiej jechać pod górę, bo tak podobno jest trudniej. A ponieważ kusiły nas obie opcje i nie chcieliśmy iść na żadne kompromisy, dlatego uznaliśmy, że trasę najlepiej będzie przejechać w obie strony :)

Moment ten nadchodzi dziś, późnym popołudniem. Asfaltowymi zakrętasami wjeżdżamy na przełęcz Sharfait al Alamayn, na 2000 m n.p.m. Długi asfalt trochę uśpił naszą czujność, bo z rozpędu przejeżdżamy przełęcz, a tu nagle… hamulce, cała wstecz! Wkraczamy w zupełnie inny wymiar. Przed nami roztacza się niesamowicie piękna górska panorama, a pod koła wpełza wąziutka droga, którą teraz będziemy jechać. Zwalniamy i na tej wąskiej drodze mijamy się z innymi niemal na centymetry.

2018_oman_wadi_bani_awf_06

Adrenalina rośnie, lekki niepokój pasażera miesza się z podekscytowaniem kierowcy ;) Wadi Bani Awf podoba nam się niesamowicie od pierwszych kilometrów, jedziemy ostrożnie, podziwiamy terenowy samochód za to co potrafi, chłoniemy widoki, które przy pokonywaniu trasy „w dół” są naprawdę FANTASTYCZNE! Słońce chowa się niestety coraz szybciej za góry, więc zaczynamy się rozglądać za noclegiem. Miejsce pod namiot trafia się nam idealne, bez wątpienia przygotowane specjalnie pod biwakowanie.  W samym sercu gór świętujemy wieczór sylwestrowy – bez hucznej imprezy, fajerwerków i szampana. Za to przy ognisku, wznosząc toasty kolorowymi napojami gazowanymi, które u nas pojawiają się od wielkiego święta ;)

2018_oman_wadi_bani_awf_08

Kolejnego dnia rano cofamy się trochę w górę do wioski Balad Sayt, prawdziwej zielonej oazy wśród skalistych gór.  Nie chcemy plątać się między domami i tym samym przeszkadzać mieszkańcom w ich codziennym życiu. Z oddali sycimy oczy zieloniutkimi tarasami, które kojarzą nam się z ryżowymi na Bali, żegnamy się z Balad Sayt i jedziemy w dół, w stronę wąwozu Snake Canyon. Droga najpierw zjeżdża do miejsca, w którym spędziliśmy noc, następnie wspina się trochę w górę, aż wreszcie zjeżdżamy do ujścia wąwozu.

2018_oman_wadi_bani_awf_16

Przy Snake Canyon jesteśmy sami, jeśli nie liczyć stada kóz i paru młodocianych, rozkrzyczanych pasterzy. Idziemy do wąwozu i na widok wody jedyne co przychodzi mi do głowy to: KĄPIEL! Na nią jednak muszę chwilę poczekać, bo do wąwozu wchodzi właśnie paru Omańczyków. Zatrzymują się przy nas, serdecznie witają, a po długiej pogawędce jeden z nich… zaprasza nas do swojego domu! Z  zaproszenia skorzystamy bardzo chętnie, ale jeszcze nie tym razem. Gdy uprzejmi Omańczycy żegnają się z nami, wskakuję do orzeźwiającej wody. Co za przyjemność!

2018_oman_wadi_bani_awf_15

Za Snake Canyon droga się wypłaszcza i poszerza. Mijamy Little Snake Canyon, rozglądając się uważnie za fajnym miejscem pod namiot. Za parę dni mamy ochotę tu wrócić! Choć góry przed nami piękne i widoki nadal zachwycające, to droga już zupełnie nie trzyma w napięciu. Jedziemy po płaskim aż do spotkania z asfaltem.

2018_oman_wadi_bani_awf_21

Góry wzywają nas jednak bardzo i nie potrafimy skupić się nie zwiedzaniu miasteczek i fortów przy tak zwanej Rustaq Loop. Następnego wieczora znów jesteśmy przy Little Snake Canyon. Tym razem przyjeżdżamy tutaj z trochę innej strony, bo z miasta Rustaq, przez Wadi Sahtan. Widoki znów są cudowne, droga przyjemna i malownicza. Raz nawet serca biją nam mocniej na widok wielkiej skalnej bramy, w którą mamy wjechać! Tego typu widoki uwielbiamy, i już! Po jakimś czasie mijamy ujście Little Snake Canyon, do którego oczywiście z wrodzonej ciekawości podjeżdżamy. Wreszcie docieramy do miejsca na nocleg, które wypatrzyliśmy wieczór wcześniej. Jest późno. Słońce niestety oświetla już tylko najwyższe szczyty w okolicy, gdy my rozbijamy obozowisko. Tego wieczora długo siedzimy przy ognisku, czekając na księżyc, który dziś zdecydowanie później wyłania się zza gór…

2018_oman_wadi_bani_awf_25

Z samego rana idziemy do Little Snake Canyon. Od razu, tuż za pierwszym załomem skalnym trafiamy do głębokiej sadzawki, która wymownie zaprasza nas do … kąpieli! O tej porze dnia kąpać możemy się do woli, bez obawy, że dojrzy nas ktoś, kogo widok skrawka gołego ciała mógłby speszyć, bądź obrazić. Co jak co, ale staramy się tego pilnować…

2018_oman_wadi_bani_awf_26

Po orzeźwiającej kąpieli ruszamy w góry znaną drogą. I choć przejechaliśmy ją już drugi raz, to jednak w przeciwnym kierunku droga jest zupełnie inna. Za każdym razem najbardziej zaskakują nas te momenty, gdy wjeżdżając na wierzchołek kolejnego wzniesienia nie widzimy absolutnie nic, oprócz maski samochodu. Prostujemy się jak struny i wypatrujemy gdzie też dalej droga wiedzie, na szczęście ruch z naprzeciwka jest znikomy. Mijamy Snake Canyon, który już na zawsze będzie nam się kojarzyć z gościnnymi Omańczykami, następnie „nasz” kemping, zjazd do Bilat Sayd i… boisko do piłki nożnej! Od tego momentu jedziemy trochę wolniej, by nacieszyć się widokami. Tę trasę robiliśmy wszak tylko raz ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *