Pustynia Sharqiya

Pustynia Sharqiya

2018_oman_sharqiya_04

Do niewielkiej miejscowości Bidiyah wszyscy przyjeżdżają tylko w jednym celu – to tutaj znajdują się wrota do słynnej pustyni Sharqiya. Na końcu miasteczka asfaltowa droga znika nagle pod piaskiem, a wokół wyrastają piaskowe wydmy. Nauczeni już doświadczeniem z poprzedniej pustyni zatrzymujemy się na skraju piasku, żeby upuścić powietrze z kół. Jest późne popołudnie i wiele aut wraca już z pustynnych wypadów z powrotem do miasta. Nie mija chwila i zatrzymuje się przy nas pachnący nowością Land Cruiser. „Na ile dajesz?” „Na osiemnaście!” „Daj na siedemnaście!”. Z chirurgiczną precyzją spuszczamy więc na 17 Psi, mimo że nasz mierniczek wyskalowany jest co dwie działki. W międzyczasie zatrzymują się przy nas kolejne auta, a to żeby zaoferować nocleg na jednym z turystycznych kampów, a to by zaprosić na wspólną przejażdżkę po wydmach. Słońce zbliża się jednak nieubłaganie ku linii horyzontu, więc grzecznie dziękujemy i jedziemy sami w głąb pustyni po dobrze rozjeżdżonej piaskowej drodze.

2018_oman_sharqiya_12

Przed nami wznoszą się pierwsze piaskowe wydmy. Ta pustynia już na pierwszy rzut oka jest zdecydowanie inna od Rub’ Al Khali. Przede wszystkim nie jest taka dzika, niedostępna i… pusta. Tam do najbliższego miasteczka mieliśmy prawie 100 kilometrów, tutaj miasto wyrasta na samym brzegu pustyni i mimo, że wjeżdżamy kolejne kilometry w głąb pustyni, to mijamy kolejne osady ludzkie w postaci drewnianych szop i zbiorników na wodę. Od razu rzuca nam się w oczy, że Pustynia Sharqiya jest dość mocno zarośnięta. Jak na pustynię oczywiście. Oprócz piaskowych szczytów wydm większość terenu porastają drobne, suche krzaczki. Sharqiya jest też zupełnie inaczej ukształtowana. Rub’ Al Khali to ogromne, pojedyncze wydmy, tutaj za to jedziemy wzdłuż jednej góry piasku, która zdaje się nie mieć końca. Jedziemy drogą, którą możnaby jechać i jechać…

2018_oman_sharqiya_02

Wjeżdżamy w głąb pustyni, za każdym wzniesieniem pojawia się następne, aż wreszcie po jakiś 20 kilometrach zaczynamy rozglądać się za miejscem na nocleg. Znajdujemy idealnie nadającą się do celu nieckę i rozkładamy się u podnóża małej wydmy. Drzewo na ognisko zbiera się tutaj niemal samo, bo pustynia jest niewiarygodnie gęsto porośnięta niewielkimi krzaczkami i szybko znosimy garście suchych patyków. Cieszymy się więc, że i tego wieczora ogniska nie zabraknie. I tylko na chwilę mrozi nam krew w żyłach wąż, który wypełza z piasku, zapewne zwabiony ciepłem ogniska. Na szczęście nasz widok przeraża go chyba tak samo, bo szybko daje nura z powrotem w piach i więcej się już nie pokazuje…

Kolejnego dnia wdrapujemy się na szczyt wydmy. Zadanie to nie jest takie proste, jak poprzednio, bo wydma nie ma jednego konkretnego szczytu, ale całe pasmo piaszczystych pagórków o niemal tej samej wysokości i trudno zdecydować, który z nich jest najwyższy. Po drodze tropimy ślady zwierzątek żyjących na pustyni, których tutaj jest całe mnóstwo. Takich śladów na wielkiej Rub’ Al Khali nie widzieliśmy wcale.

2018_oman_sharqiya_03

Z najwyższego pagórka w „naszym” łańcuchu wydm podziwiamy ciągnące się jak okiem sięgnąć morze pomarańczowego piachu. Pustynia mieni się wieloma kolorami, szczególnie w miejscach gdzie jaśniejszy piasek przyprószony jest warstwą ciemniejszego, o odcieniu cynamonowym. W myślach nazywam pustynię Sharqiya Pustynią Cynamonową, choć wiem że nazwa ta jest już w Omanie zarezerwowna dla zupełnie innej pustyni. Kto wie, może następnym razem tam dotrzemy?

2018_oman_sharqiya_06

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *