WEL-COME-BACK

WEL-COME-BACK

Długa przerwa w pisaniu spowodowana była wieloma czynnikami. Od tych banalnych, typu brak czasu, po bardziej skomplikowane. Nie mniej jednak, po pewnym czasie wyraźnie dotarło do mnie jak bardzo kocham pisać i jak bardzo mi tego na co dzień brakuje. Poza tym trudno tak po prostu rozstać się z tym miejscem w sieci, w którym zgromadziliśmy podróżnicze wspomnienia z ostatnich jedenastu lat…

W między czasie zadziało się u nas wiele. Przede wszystkim po raz kolejny zdecydowaliśmy się na wyjście ze strefy komfortu i ruszyliśmy w stronę realizacji marzeń. Po raz kolejny sprzedaliśmy lodówkę, po raz kolejny spakowaliśmy dobytek w kartony i po raz kolejny pożegnaliśmy to co znane. Tym razem jednak nie ruszyliśmy w podróż dookoła świata, a „jedynie” przeprowadziliśmy się do innego kraju. Do kraju, o którym marzyliśmy jeszcze w życiu „przed podróżą”, który przez te wszystkie lata odwiedzaliśmy co najmniej raz w roku i z którego zawsze wyjeżdżaliśmy dyskutując, czy nadszedł już ten odpowiedni czas…

Z perspektywy czasu widzimy, że dyskusje te były zupełnie bezpodstawne i że trzeba było wcześniej podjąć męską decyzję! Bowiem kraj, w którym już od 8 miesięcy mieszkamy jest dokładnie tym, czego szukaliśmy. Przyrodniczo zachwyca nas za każdym zakrętem! Pod nosem mamy i góry i jeziora; cieszą nas tu wszystkie cztery pory roku; od pierwszego dnia spotykamy życzliwych i przyjaznych ludzi … a dodatkowo do domu, do Polski, mamy niewiele dalej niż spod Frankfurtu!

Zapewne nie trudno jest zgadnąć skąd dziś do Was piszę… bo to wręcz oczywiste :) Gorąco pozdrawiamy z urzekającej Szwajcarii!

5 Comments

  1. W niecałe 7 dni w Zermatt przeżyłam cztery pory roku.
    Od chłodnej, acz słonecznej, wiosny gdy to z zimna i braku widoków niemal wbiegłam na górę by dotrzeć do najdłuższego wiszacego mostu Europy, po lato i krótki rękawek na tarasie.
    Były też dwie wersje jesieni. Deszczowa, gdy to uciekajac przed szarościa poszybowałam ponad chmury i piękna, słoneczna, w pełno jesiennych barw.
    Aż w końcu dzisiaj doczekałam się zimy. Jej zwiastun poczułam już wczoraj, na swoim pierwszym zdobytym trzytysięczniku (3414m) uciekajac w rękawiczkach przed mroźnym wiatrem. Ale to właśnie dzisiaj, gdy na dwie noce przeniosłam się do wysokogórskiego schroniska, pogoda pokazała co naprawdę potrafi. Wiatr powyżej 80km/h, mroźny deszcz walacy tak po twarzy, że w którymś momencie bezwiednie krzyknęłam i minusowa temperatura. Ale i tak zawędrowałam na 2914m, bo przecież nie wypada cały dzień siedzieć w pokoju, który dosłownie trzęsie się od wiatru a dach hałasuje tak jakby właśnie schodziła lawina.
    Szwajcarski region Wallis jest moim zdaniem najpiękniejszy. I chociaż Zermatt to jedna z najpopulatniejszych wiosek kraju to tras jest tutaj tyle, że można przez cały dzień niespotkać niemal nikogo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *