Gdyby nie to, że zachciało nam się na drugie śniadanie zjeść fish & chips, to nie trafilibyśmy w jedno z najbardziej niesamowitych miejsc podczas naszej podróży! Sprzedawca ryb w małej lokalnej knajpce wyciągnął spod lady mapkę i spytał: „A pingwinów nie chcielibyście zobaczyć? Są tutaj!” i puknął palcem w mapę. Porwaliśmy więc gigantyczne porcje frytek i smażonych ryb zawinięte w papierowe torby i pojechaliśmy je zjeść na plaży przy słynnych Moeraki Boulders, czyli wg. Ani wielkich skamieniałych smoczych jajach porzuconych dawno temu na brzegu morza.
Później niespiesznie zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy w stronę latarni morskiej. Szutrowa droga wiła się bez końca wśród zielonych pól z owieczkami i krowami. Już sama ta droga była warta zboczenia! Pod latarnią morską poszliśmy we wskazanym kierunku i już po chwili natknęliśmy się na żółtookiego pingwina!!! Skubał sobie piórka dwa metry od ścieżki i udawał, że nas nie widzi. Drugi skubał się parę metrów dalej, a kolejne wylegiwały się w słońcu razem z fokami :)
Po drugiej stronie klifu stado młodych fok fikało w oceanie tak słodko, że nie mogliśmy od nich oczu oderwać! Wydawałoby się, że już nic nie może nas bardziej ucieszyć, gdy po kolejnych paru minutach dotarliśmy na koniec cypla, gdzie w słońcu wylegiwały się foki. To dopiero był szok! Dzielić łąkę z tymi pięknymi zwierzętami, podchodzić do nich na odległość kilku metrów i przede wszystkim podglądać je, patrzyć na nie, gapić się! Ktoś nawet tak się na nie zagapił, że wpadł po kolano w zajęczą norkę ;) Najbardziej niesamowite było to, że na nasz widok zwierzęta w ogóle się nie płoszyły, spoglądały tylko w naszą stronę, po czym z rozleniwieniem przewracały się na drugi bok :)
Jakie piękne fotki. Kicanie po smoczych jajach – rewelacja. (Trochę za wcześnie z tymi jajkami, bo do Wielkanocy jeszcze czas ;). ) …a „zwierzyniec” – pozazdrościć, nawet w ZOO nie ma takich atrakcji. Pozdrawiamy i życzymy wielu dalszych atrakcji!!!
Zwierzyniec jest tu niesamowity. Dzikie foki i pingwiny na wyciągnięcie ręki – bezcenne :)
Piękne niebo, fale, trawa, słońce:) No i jaja też:) A Wy wyglądacie na naprawdę szczęśliwych:)
:)
ale bajka!!!
Piękna wyprawa :-)Zazdroszczę Wam :-)
Szkoda,ze prostego Kowalskiego nie stać na takie zwiedzania….no chyba,ze wygrał w Lotto.
Też jesteśmy przeciętnymi Kowalskimi. Tylko w inny sposób wydajemy zarobione pieniądze ;)
Jestem absolutnie zachwycony Waszymi wpisami o NZ – muszę koniecznie odwiedzić Antypody :) coraz bardziej mnie tam ciągnie :)
No to może kolejny work & travel? Spotkaliśmy w NZ parę osób z Polski, które właśnie w ten sposób tam dotarły :)
A zdradzicie gdzie to jest dokładnie?
Smocze jaja to Moeraki Boulders, a pingwiny i foki to niedaleki Katiki Point Lighthouse. Do samych zwierzaków trzeba trochę podejść – na sam koniec cypla.