Pamukkale

Pamukkale

pamukkale_08

Pamukkale, po Kapadocji, był drugim żelaznym punktem naszych wakacji. Całą trasę układaliśmy tak, żeby być i tu i tu. Deszcz, który złapał nas na wybrzeżu krzyżował nam plany i muszę powiedzieć, że parę razy pomyślałam, że tym razem nie dotrzemy  do Pamukkale. Jednak się udało! :)

Pamukkale to miejsce, w którym non stop zachwyt mieszał się z rozczarowaniem. To też jedyne miejsce na naszej trasie, w którym musieliśmy z Anią postąpić stanowczo. Na szczęście szybko nam wybaczyła podróż w nosidle (choć wiadomo, że wolałaby wbiec na górę sama), bo po parunastu minutach mogła taplać się w wodzie do woli ;)

Zacznę jednak od początku. Przed wyjazdem nie do końca zorientowaliśmy się co i jak. Nie wiedzieliśmy np, że są dwa wejścia (z góry i z dołu). Podjechaliśmy więc do wioski o nazwie Pamukkale (czyli do tzw. wejścia „od dołu”), nacieszyliśmy oczy tym cudem natury, wyglądającym jak stok narciarski wiosną, pokarmiliśmy kaczki (czego Ania tak bardzo nie chciała porzucić;)), a dopiero później skierowaliśmy się do kas. Za kasami okazało się, że należy ściągnąć obuwie, żeby nie zniszczyć podeszwami delikatnego osadu wapniowego i wejść „w wodę”.

Woda w sztucznych sadzawkach zbudowanych na trasie zwiedzania sięgała dorosłej osobie na pewno do kolan, więc nosidło dla Ani wreszcie się nam przydało i spełniło swoją funkcję. Po pierwszych zachwytach przyszedł czas na rozczarowania. Tak niewiele „naturalnych” sadzawek było wypełnionych wodą, że przez chwilę miałam ochotę wracać ;)

Nie zawróciłam jednak, dotarliśmy na samą górę i dopiero tam, wśród ruin starożytnego Hierapolis mogliśmy puścić Anię wolno. Ania wystrzeliła z nosidła jak z procy i najpierw pognała w stronę kałuż … a dopiero później przysiadła na jednym z antycznych kamurów. Gdybym planowała Pamukkale po raz drugi, to trasę z dzieckiem zaczęłabym od wejścia górnego – tam gdzie podjeżdżają autokary i wylewa się większość turystów. Po pierwsze Ania miałaby okazję się wybiegać przed wejściem w wodę (albo moglibyśmy z Piotrkiem te sadzawki na zmianę oglądać), po drugie zobaczylibyśmy więcej Hierapolis.

Nie ma jednak tego złego … dzięki temu, że musieliśmy wrócić z powrotem na dół, mieliśmy możliwość podziwiania Pamukkale w zachodzącym słońcu. Krajobraz tuż przy dolnych bramkach sprawiał wrażenie księżycowego, wapień przestał być śnieżno biały, a zaczął przybierać ciepłe barwy … cudnie było ;) I to ostatnie wrażenie zadecydowało o ogólnej ocenie atrakcji – będąc w Turcji Pamukkale trzeba zobaczyć! ;)

pamukkale_11

Sama wioska i zaplecze turystyczne rozczarowało nas na maksa. Nigdzie nie jedliśmy gorzej, ani nie spaliśmy w gorszych warunkach. Niby było w czym wybierać, a jednak wybór był marny. Hotele przeżywały swoją świetność dawno temu, a restauracje oferowały posiłki pseudo tureckie. Dobrze, że nie planowaliśmy tam zostać dłużej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *