Chania, Rethymno i spółka

Chania, Rethymno i spółka

2015_grecja_kreta_miasta_09

Miast na Krecie jest sporo. I to miast na tyle dużych, że potrafią porządnie człowieka zmęczyć. Tak wyszło, że choć wielkiego zwiedzania nie planowaliśmy, to jednak chcąc nie chcąc parę z nich przy okazji zobaczyliśmy. Starówki wraz z malowniczymi uliczkami i zaułkami mają swój urok, jak na śródziemnomorskie miasteczka przystało; weneckie porty też są architektonicznie niczego sobie … jednak całe życie kręci się tutaj wokół turysty, namawiania, zapraszania, nakłaniania, wciskania przeróżnych dobroci. Nas te klimaty męczą i zniechęcają, więc najczęściej dajemy nogi za pas i uciekamy. Tak było i tym razem. Na szczęście w kreteńskich miasteczkach im dalej od portu tym spokojniej… A jeśli chodzi o plaże miejskie, to spokojnie można je sobie odpuścić, bo są zupełnie nieciekawe w porównaniu do innych plaż na Krecie.

2015_grecja_kreta_miasta_03

Musimy jednak zwrócić kreteńskim miastom część honoru, bo to jednak tam było najsmaczniej :) Tawerna w Sitia stała się naszym greckim kulinarnym rajem, po wyjściu – a raczej wytoczeniu się – z której mieliśmy ochotę zostać w mieście jeszcze dzień dłużej dla samego tylko jedzenia! Innym razem w Rethymno daliśmy się namówić na kolację z niesamowitym widokiem tuż nad brzegiem morza, przy szumie rozbijających się o skały fal. Do polecanej restauracji jechaliśmy przez całe miasto i chyba się opłacało. Romantycznie i smacznie było, choć trochę śmierdziało… malizną ;) Za to w Chanii na pożegnanie z Kretą zafundowaliśmy sobie krewetkowo – rybną ucztę. Ech, za takimi smakołykami będziemy na pewno tęsknić!

To co z tymi miastami na Krecie? Czy warto poświęcać im czas, czy może raczej, tracić dla nich czas? Jak kto lubi. My we wszystkich razem wziętych spędziliśmy łącznie może jeden dzień i wcale nie czujemy, żeby nas coś ominęło. I polecamy zrobić tak samo…

2 Comments

  1. LukaszR

    Sam nie lubię tego „przemysłu turystycznego” ale tak się zastanawiam, czy aby nie jest on poniekąd niezbędny do tego, żeby obok mogło pozostać jeszcze trochę normalności? Gdyby nie było przemysłu to mogłoby się skończyć tak jak w Cisco – ” no services”… Jeśli jest coś fajnego i turyści walą drzwiami i oknami żeby to zobaczyć, to z punktu widzenia lokalsów dlaczego by łatwo nie zarobić na tej stonce, która zakłóca im spokój :) Inaczej to jeśli jest nieciekawie to nie ma przemysłu ale też nie ma turystów…
    To sobie pofilozofowałem ;-)

    1. Lokalsi zachowują się dokładnie tak samo na całym świecie i pod wieloma względami wszystkie popularne miejsca przypominają nasze zakopiańskie Krupówki – wszędzie dostaniesz koraliki, lokalną ciupagę i magnes na lodówkę. To jest ok, normalnie nie mamy z tym żadnego problemu, sami też czasem coś kupimy i tym samym zostawimy na miejscu trochę dewiz. Ale zdarzają się miejsca, gdzie równowaga w przyrodzie jest mocno zachwiana i na jednego turystę przypada więcej niż jeden lokales. Wtedy trzeba się ewakuować ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *