Nasz sposób na Angkor? Rowery! Ciągnący się kilometrami kompleks świątyń do jeżdżenia rowerem nadaje się po prostu idealnie. Asfalcik – czasami bardziej dziurawy, czasami wąski, ale rowerek zawsze daje rady, dużo drzew i cienia, no i spora dowolność w parkowaniu pojazdów przed wejściem do świątyń.
Po dwóch dniach pedałowania, podczas których zrobiliśmy zaledwie małą pętlę i zobaczyliśmy po jednej świątyni na dzień (czyli dwa klasyki – Angkor Wat i Ta Phrom aka Tomb Raider) zdecydowaliśmy się na opcję dla ceprów – tuk tuk ;) W podjęciu tej decyzji pomogła nam pani z wypożyczalni rowerów, która NASZ różowy rower z fotelikiem dla Ani wypożyczyła komuś innemu. A specjalnie rezerwowaliśmy wieczorem :/ Nie ma tego złego, bo tuk tukiem objechaliśmy za to wielką pętlę, na którą rozklekotanym rowerem za dolara to byśmy się na pewno nie porwali.
Czy się nam podobało? Oczywiście! Czy Angkor nas zaskoczył? Bardzo! Szczególnie ogromną powierzchnią kompleksu jak i rozmiarami świątyń. Czy były tłumy? Były. Ale na szczęście nie wszędzie. W każdej ze świątyń udawało nam się znaleźć zaciszne miejsce na odpoczynek, zabawę i szukanie skarbów :) A co się nam podobało najbardziej? Zdecydowanie porośnięty wiekowymi drzewami Tomb Raider, gdzie wsiąkliśmy na wiele godzin ;)
szukanie skarbów? czyżby geocacheing w Kambodży?
Zachwalaliście w zeszłym roku skarboszukanie, że ostatnio też nawet odnalazłem jeden w pobliżu mojego osiedla :) Pewnie na tym jednym się nie skończy, bo faktycznie fajna sprawa!
Geocaching jest wszędzie i zdecydowanie wciąga ;) A już w takich ruinach to człowiek czuje się prawie jak Indiana Jones ;) Póki co szukamy i nawet odnajdujemy w każdym z odwiedzonych krajów :) Do Ciebie na osiedle też dotrzemy! :D
hehe, w to nie wątpię. Będę w takim razie pamiętał, żeby w lodówce trzymać coś odpowiedniego i schłodzonego na niespodziewaną okazję :-)
geocaching jest wszędzie? Mnie jakoś zupełnie nie ciągnie…
czy oni sadzili te drzewa specjalnie na tych świątyniach czy tez świątynie budowali pod drzewami – zupełny obłęd te korzenie !
a i tez jeżdżę rowerem, imaginujecie sobie?, luty, Podhale i rower? :D
Drzewa chyba same się zasadziły bo przez długi czas świątynie były zapomniane i zdążyły zarosnąć dżunglą. A korzenie zrobiły na nas większe wrażenie niż same mury ;)
PS. To już wiosna na Podhalu?
Piotrze, wygląda na to, że nieustannie od listopada :D
Hej, niesamowite fotki i miejsca; niedawno dowiedziałem się o waszym blogu, zaczynam czytać, a jest co….. :P Pozdrowienia z nudej Polski :]
P.S. widok światyń na żywo pewnie zapiera dech w piersi..same korzenie wyglądają majestatycznie
Hej, fajnie że i Ty do nas trafiłeś ;) Czytaj, czytaj, bo cały czas przybywa :)
A w świątyniach siedzieliśmy godzinami, zdecydowanie na zdjęciach nie widać jaki to jest wielki labirynt!
Będąc w Angkor od razu zdecydowałem się na tuk-tuk. Podziwiałem osoby, które w tym upale zdecydowały się wsiąść na rower :).
Upału w Angkor sobie w ogóle nie przypominam, ale wtedy w Azji była wyjątkowo zimna zima.
W Laosie pakowliśmy się wieczorami do puchowych śpiworów :)))
A rowery fajne są! ;)
Tuk tuki zresztą też :)))
Mam takie pytanie, odnośnie zwiedziania Angkoru rowerem- czy są tam stojaki? zostawia się je przed wejściem do środka? Nie ma problemu z kradzieżami?
Rowery zostawia się przed świątynią. Nie ma typowych stojaków, ale zawsze znajdzie się coś, do czego można je przypiąć. A jeśli nawet nie, to wystarczy je spiąć ze sobą. W przypadku kradzieży ryzykujesz jedynie depozyt – my zostawialiśmy 50$ za dwa rowery.