Stoimy na środku dużego i na swój sposób kolorowego blokowiska, pod rozwalającym się budynkiem będącym kiedyś stacją kolejki linowej. Tynk sypie się ze ścian, po oknach zostały już tylko dziury, szczątki betonowych schodów porośnięte są mchem, ale mimo wszystko zardzewiały leciwy wagonik kolejki linowej wisi na linie przed budynkiem. Tak jakby za chwilę miał odjechać. Obawiamy się nieco chodzić wokoł tego rozpadającego się na naszych oczach budynku. Kto wie czy nieoczekiwanie nie spadnie nam coś na głowę?
Ta stacja i ten zardzewiały wagonik, to póki co jedyny namacalny dowód na to, że Cziatura to miasto, w którym do kopalni na szczytach okolicznych wzgórz kiedyś kursowały dziesiątki kolejek linowych. Póki co wygląda na to, że miasto kolejek linowych już za niedługo zamieni się w miasto gruzu i złomu… Jeździmy po okolicy zadzierając w górę głowy, ale żadnej działającej kolejki nie udaje nam się wypatrzyć. W dodatku jest tu tak strasznie szaro i ponuro…
Jedziemy jednak przed siebie główną ulicą i nagle zauważamy wagonik sunący w górę nad ciemno brunatną rzeką. Jest wiekowy, zardzewiały, miejscami lekko dziurawy i swoim kolorem wtapia się w otoczenie. Ale, o dziwo, pełen ludzi! Pełnym zdecydowania głosem oświadczam, że nigdy przenigdy nie wsiądę w taką zardzewiałą puszkę! Parkujemy, wychodzimy na most i obserwujemy ten sam zardzewiały wagonik zjeżdżający tym razem w dół, do stacji-przystanku. Z tej samej stacji na przeciwległe wzgórze wyjeżdża kolejny wagonik, błekitny. Już nie taki przerdzewiały, ale za to mniejszy i bez okien. Stoimy na moście i debatujemy. Jechać, czy nie jechać? A jeśli już, to którym wagonikiem najpierw?
Czekający w kolejce ludzie upewniają nas, że nie taki diabeł straszny jak go malują. A skoro miejscowi tymi wagonikami codziennie bez strachu kursują to i my możemy spróbować. No i tak to się zaczyna! Po przejażdżce pierwszym wagonikiem, tym niebieskim bez okien, nie możemy oprzeć się pokusie, by wsiąć w następny. Ten przerdzewiały i dziurawy ;)
W Cziaturze zostajemy na noc, w jedynym sensownym hotelu w mieście, w którym natykamy się na polskich inżynierów, będących tutaj w delegacji. Kolejnego dnia wyjeżdżamy poza centrum i odkrywamy kolejne działające kolejki linowe – zarówno pasażerskie jak i towarowe. Kolejki linowe traktujemy jak niezłą atrakcję turystyczną, w dodatku bezpłatną. Ale im dłużej myślimy o tym, jak wygląda codzienność tutejszych mieszkańców, tym mniejszą frajdę sprawia nam całe to jeżdżenie…