Jeszcze całkiem niedawno spacer ze Szczawnicy do słowackiej Leśnicy był zupełnie niemożliwy. Asfaltową ścieżką wiodącą wzdłuż Dunajca można było dojść jedynie do biało czerwonego szlabanu i pokornie zawrócić. Spacery w tamtym kierunku nazywaliśmy „spacerami pod granicę”, a ja dorastałam w przekonaniu, że żyję na końcu świata. Tam gdzie kończą się wszystkie drogi…
W pewnym momencie, a dokładniej mówiąc w lipcu 1999 roku, nastąpił przełom: przejście graniczne pomiędzy Szczawnicą a Leśnicą zostało otwarte, z czego oczywiście wszyscy ochoczo zaczęliśmy korzystać! Spacer ze Szczawnicy do Leśnicy jednak był wtedy nie lada wyprawą, na którą trzeba było zaopatrzyć się nie tylko w słowackie korony, ale przede wszystkim w paszport. Dodatkowo należało pilnować czasu, ponieważ przejście graniczne otwarte było jedynie w ustalonych godzinach.
Na granicy, jak to w tamtych czasach na każdej granicy bywało, ustawiały się długie kolejki do niewielkiej drewnianej budki, w której dzień w dzień stacjonowali polscy i słowaccy celnicy. Każdy paszport był szczegółowo przeglądany i za każdym razem ostemplowany. Nic więc dziwnego, że w paszportach z tamtych lat pieczątek przybywało w zatrważającym tempie i ledwo można było znaleźć wolną stronę ;)
Do Leśnicy bowiem chodziliśmy bardzo często, bynajmniej nie tylko po to by zjeść przepyszny vyprážaný syr i wypić tanie i popularne piwo Zlatý Bažant, ale także po to, by nasycić oczy widokami. Takich skalnych murów, jak tych w drodze do Leśnicy na próżno jest szukać w Pieninach po polskiej stronie. Nie raz zdarzyło mi się zazdrośnie powiedzieć: „Słowacy mają zdecydowanie piękniejsze góry!”…
Trzeba jednak przyznać, że cała trasa pomiędzy Szczawnicą a Leśnicą, zwana też Drogą Pienińską, wiodącą najpierw wzdłuż Grajcarka, a później niemal do samej Leśnicy wzdłuż Dunajca, jest niezwykle widokowa. Szczególnie jesienią, która bez dwóch zdań w Pieninach jest urocza!
Mieliśmy niesamowite szczęście, że tegoroczne jesienne ferie postanowiliśmy spędzić właśnie w Szczawnicy. Pogoda rozpieszczała nas tak bardzo, że widząc słońce za oknem nie mogliśmy wysiedzieć w domu. Kusiło nas nie tylko czyściutkie niebieskie niebo i przyjemne ciepełko, ale też różnokolorowe drzewa nadające całemu światu kolorów i optymizmu. Jednym słowem – prawdziwe babie lato!
Po kilkukrotnym zdeptaniu szczawnickiego parku – który oczywiście o każdej porze roku jest fantastyczny, ale jesienią to już w ogóle – tradycyjnie wybraliśmy się na spacer do słowackiej Leśnicy. W samo południe, w sobotę. Tłumy na deptaku były spore, choć podobno to co zobaczyliśmy to naprawdę nic, w porównaniu do pełni sezonu. Od dziesięciu lat bowiem, czyli od kiedy całkowicie otworzono granice na mocy układu z Schengen, spacer między Szczawnicą a Leśnicą należy do obowiązkowych punktów każdego turysty odwiedzającego Szczawnicę. W tym temacie także i my nie wybijamy się z tłumu i gdy tylko nadarza się okazja, to wybieramy się na spacer „za granicę”. Sentymentalni jesteśmy, nie ma co ukrywać, góry za każdym razem tak samo cieszą nasze oczy, a do tego zawsze jesteśmy chętni na słowacki wyprażany ser i Złotego Bażanta… A te na szczęście od lat smakują ciągle tak samo! ;)
Piękna złota, polska jesień :) pozdrawiamy! :)
Oj, piękna! Ale krótka :( W Tatrach już sypnęło śniegiem.
Również pozdrawiamy!
Uwielbiam Pieniny, jedne z moich pierwszych samodzielnych kolonii a później wyjazdów ze znajomymi. Dwa lata temu zabrałam tam dzieciaki i wróciły równie zachwycone. Pierwsze samodzielne przejścia dającą mnóstwo satysfakcji w Wąwozie Homole. Drogę Pienińską pokonaliśmy rowerami. Wróciłabym chętnie choćby dziś :) Cudne zdjęcia!
Magda, ależ się cieszę! :)
Dopóki mieszkałam w Pieninach, to nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaki skarb mam za oknami. Za to teraz gdy wracam w rodzinne strony, to nie mogę się napatrzyć na te piękne krajobrazy.
A na przejście z dzieciakami polecam jeszcze szlak od Homoli wzdłuż granicy! Jest łatwy i bardzo widokowy!
Niebawem napiszemy o nim więcej, ale jestem pewna, że gdzieś kiedyś już o nim wspominałam.
Pozdrowienia!
To tak często bywa, że swoją okolicę doceniamy dopiero kiedy przenosimy się w inną. Z Wąwozu Homole planowaliśmy iść na Wysoką ale rozpętała się burza i trzeba była zawracać. Bardzo chętnie tam wrócimy i przejdziemy się polecanym szlakiem.
Trzymam w takim razie kciuki, żeby tym razem nie przegoniła Was żadna burza ani inna pogodowa anomalia! ;)
Prawie jak w Kołobrzegu :D Swoją drogą polecam odwiedzić to miasto, dużo ciekawych miejsc, jak np. https://kolobrzegatrakcje.pl/katedra-kolobrzeg/