Hawana

Hawana

2017_kuba_hawana_13

Pierwszy dzień w Hawanie zaczyna się dla nas wyjątkowo wcześnie, bo około czwartej nad ranem. Jetlag daje o sobie znać szczególnie Patrykowi, który mimo że nie spał zbyt wiele w samolocie, to i tak budzi się o „europejskiej” porze. W ciągu dnia udaje nam się przekonać naszego syna do jednej tylko drzemki (ach te problemy podróżujących rodziców;)) i kolejnego dnia budzimy się już o właściwej godzinie, czyli w sam raz na przepyszne śniadanie, które serwuje nam nasza gospodyni. Tym samym po raz kolejny dochodzimy do wniosku, że jetlag nie jest aż tak straszny jak go malują.

2017_kuba_hawana_03

Każdy poranek w Hawanie rozpoczynamy od otworzenia dwuskrzydłowych drewnianych drzwi na balkon i wpuszczenia do pokoju promieni wschodzącego słońca. Te drewniane drzwi, brak jakichkolwiek szyb w oknach i długi wąski balkon chyba na zawsze będą nam się kojarzyły ze starą Hawaną. To z tego właśnie  balkoniku obserwujemy co rano budzącą się do życia Hawanę; to właśnie tutaj dzieci rozsiadują się na długi czas i obserwują kursujące popod nogami śmieciarki, taksówki, rowerowe taxi, sąsiadów załatwiających sprawunki i spacerujących turystów; to na balkonie siedząc po turecku zajadamy wieczorami małe pizze, nasz prywatny hit kubańskiej kuchni; to właśnie tu ostatniego dnia powiewają nasze świeżo wyprane ubrania, zaś pranie samo w sobie wraz z montowaniem całego sprzętu piorącego jest niemałą rozrywką zarówno dla nas, jak i dla goszczących nas Kubańczyków.

2017_kuba_hawana_35

W Hawanie bowiem znaleźliśmy nocleg w bardzo popularnym na Kubie stylu – casa particular. To nic innego jak nasze rodzime kwatery prywatne. Miejsce, w którym zatrzymaliśmy się w Hawanie wygląda nieco inaczej niż w innych częściach wyspy, ponieważ do dyspozycji mamy pokój sąsiadujący z salonem i kuchnią. Nasi gospodarze śpią co prawda piętro wyżej, jednak wieczory i poranki spędzają przed telewizorem tuż obok naszego pokoju. Ma to swoje dobre i złe strony. Złe są takie, że wieczorne przemykanie do łazienki bywa – szczególnie na początku – nieco krępujące ;) A te dobre strony, to niewątpliwie kontakt, jaki chcąc nie chcąc wzajemnie się między nami nawiązuje. Z żadnymi innymi gospodarzami na Kubie nie nagadaliśmy się tyle, co z naszymi hawańskimi. Co prawda nasza znajomość hiszpańskiego nie pozwala może na akademickie dyskusje, ale jakby nie było, udaje się parę istotnych spraw załatwić oraz dostać odpowiedzi na nurtujące nas pytania.

2017_kuba_hawana_20

Ale miało być o Hawanie. A raczej o starej Hawanie, bo my tak naprawdę skupiamy się głównie na tej części miasta. Old Havana, La Habana Vieja, stara Hawana… Kolonialne kamienice, wąskie jednokierunkowe ulice, malownicze odrestaurowane place i nieodłącznie kojarzący się z Hawaną uliczni muzykanci. Murzynki przebrane w kolonialne ciuchy z niezapalonymi cygarami w ustach i pozujące do zdjęć za odpowiednią opłatą. Duże eleganckie restauracje i małe gastronomie w bramach. Piękne stare samochody, nasze rodzime maluszki i wszechobecne Łady. Zacumowane w porcie wielkie amerykańskie statki, okazały Capitolio, luksusowe hotele, ciekawe muzea, fabryka cygar i przyfabryczny sklep, w którym koneserzy (i nie tylko) zostawiają bajońskie sumy. Z drugiej zaś strony piękne kiedyś kamienice dziś rozpadające się na naszych oczach; konne zaprzęgi, cysterny dowożące Kubańczykom wodę pitną; sklepy, w których poza ryżem i rumem niewiele więcej można znaleźć.

2017_kuba_hawana_10

Już w pierwszy dzień przekonujemy się, że nawet znalezienie zwykłych lodów, czy świeżych kokosów nawet w stolicy Kuby jest niemałym wyzwaniem. Na Kubie bowiem nie jest jak w przykładowej Tajlandii, gdzie wszystkiego jest pod dostatkiem. Kokosy sprzedawane są tutaj tylko w jednej jedynej bramie, a nie na każdym rogu ulicy. Lodówki z lodami są na Kubie niemal w każdym sklepie czy restauracji, jednak z reguły są albo puste albo zapełnione… puszkami z piwem. A jeśli już są w środku lody, to najczęściej tylko te gorzkie, czekoladowe, w wielkich plastikowych kubkach. Dla nas dorosłych taki stan rzeczy nie jest niczym wyjątkowym, ponieważ pamiętamy jeszcze taką Polskę, choćby tylko z opowiadań rodziców. Za to dla Ani, przyzwyczajonej do lodów o wszystkich kolorach tęczy, jest to początkowo spory szok.

2017_kuba_hawana_19

Ale taka właśnie jest Hawana. A dla nas Hawana, to tylko La Habana Vieja – fascynująca, kolorowa, przesiąknięta historią, ale przede wszystkim pełna kontrastów. Nie trzeba wyjeżdżać daleko na wioskę, by spostrzec kolosalne różnice pomiędzy turystami a miejscowymi. Turyści spacerują po ulicach Hawany obwieszeni drogimi sprzętami, szastając walutą na prawo i lewo, a tuż obok Kubańczycy nurkują w kontenerach na śmieci w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego. Biedę niektórych mieszkańców widać gołym okiem, chociaż z drugiej strony, próżno szukać żebraków mieszkających na ulicy i wyciągających ręce po pieniądze. Widać za to, że wielu Kubańczyków potrafiło wykorzystać turystyczną passę i udało się im rozkręcić swój własny, mały biznesik. A to rowerowa riksza za kilka dolarów, a to sklepik w bramie, a to gotowana kukurydza lub owoce pięć razy drożej niż normalnie. Przy okazji może uda się oszukać turystę przy wydawaniu reszty, o tak, na tym Kubańczycy znają się najlepiej na świecie!

2017_kuba_hawana_22

Hawana okazała się zadziwiająco czysta. Fakt, na skrzyżowaniach stoją rzędy kontenerów na śmieci, które w tym upale wydzielają mało przyjemny zapaszek, jednak do tych koszów śmieciarka podjeżdża czasami ze trzy razy dziennie, a dodatkowo ulice, chodniki i rynsztoki są bez przerwy gorliwie zamiatane. Turystyczna część Starej Hawany jest porządnie odrestaurowana, z porządnym asfaltem i ładnymi deptakami. Trochę gorzej jest dalej od centrum, gdzie stare kamienice sypią się w oczach, ale i tam porządek naprawdę rzuca się w oczy.

2017_kuba_hawana_44

Jednego dnia zdradzamy starą Hawanę i wybieramy się na typowo turystyczne zwiedzanie miasta piętrowym autobusem. Z dachu autobusu przyglądamy się zupełnie innej Hawanie. Poznajemy hotelową Hawanę. Malecon. Plac zabaw stworzony przez  amerykańskich mafiozów jeszcze przed rewolucją. Miejsce, które zupełnie nie przypadło nam do gustu.

Stamtąd typową kubańską taksówką uciekamy do miejsca polecanego przez naszych gospodarzy – do Marina Hemingway. Marina okazuje się niczym innym, jak ekskluzywnym portem jachtowym, na wjeździe do którego wylegitymowano naszego taksówkarza. W Marinie oprócz jachtów znajdujemy pusty bar z piwem i ekskluzywny sklep Caracol, w którym wybór produktów, jak na kubańskie warunki, powala z nóg. Tu oprócz ryżu i rumu dodatkowo kupić można czekoladę, czipsy i red bulle, a do tego sos chilli i ocet polskiej produkcji ;) Od razu odnosimy wrażenie, że Marina Hemingway to miejsce, w które zapuszczają się tylko najbogatsi Kubańczycy. Miejsce luksusowe.

2017_kuba_hawana_38

Nam jednak inne luksusy są w głowie. Otóż do miasta chcemy wrócić starym amerykańskim krążownikiem szos i na szczęście właśnie taki podjeżdża tuż pod nasze nogi! Dumny ze swojego wozu kierowca opowiada o swoim leciwym, ale świetnie trzymającym się samochodzie. Ford rocznik ’58, nasz kierowca śmieje się, że jego auto ma prawie tyle samo lat co on sam! Co prawda oryginalny 8-cylindrowy silnik zastąpił już nowy diesel z Hyundaia i teraz auto pali trzy razy mniej, ale cała reszta jest taka, jaka wyjechała z fabryki. My za to rozsiadamy się w szerokich wygodnych kanapach i jednogłośnie stwierdzamy: ech, kiedyś to były auta!

2017_kuba_hawana_40

5 Comments

    1. Nas też Kuba kusiła już od dawna!
      Kuba jest jedyna w swoim rodzaju, a Hawana to jedno z tych niewielu miast, w których zakochaliśmy się po uszy. Warto zobaczyć ten skrawek świata na własne oczy ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *