Dzikie Cayos czyli Kuba poza utartym szlakiem

Dzikie Cayos czyli Kuba poza utartym szlakiem

2017_kuba_cayo_guillermo_romano_01

Archipelag Jardines del Rey – Ogrody króla – to kilka wysp po północnej stronie Kuby, z dala od cywilizacji, z pięknymi plażami i… luksusowymi hotelami all-inclusive. Wśród wszystkich Cayos najbardziej rozwiniętą jest Cayo Coco, na którą można albo przylecieć samolotem, albo dojechać z lądu 27-mio kilometrową groblą przecinającą morze. My skorzystaliśmy z tej drugiej możliwości. I już sam wjazd na groblę dostarczył nam niemałych wrażeń. Posterunek policji, kontrola paszportowa jak na normalnej granicy, niewygodne pytania o to skąd mamy auto, wreszcie opłata za wjazd… wyjątkowo niska, bo w końcu prywatnym autem wjeżdżamy jak Kubańczycy, a nie jak zagraniczni turyści. To wszystko sprawiło, że poczuliśmy się, jakbyśmy opuszczali Kubę i udawali się w specjalną strefę dostępną tylko dla nielicznych. Według naszych papierowych przewodników Cayo Coco koncentruje większość tutejszego ruchu turystycznego, ale za to dwie sąsiadujące z Cayo Coco wyspy: Cayo Guillermo i Cayo Romano są wyspami jeszcze nie skażonymi turystyką, wręcz dzikimi. A że przewodniki mają już swoje lata…

2017_kuba_cayo_guillermo_romano_05

… ale zacznijmy od początku. Termin „miejsca nieturystyczne” działa na nas jak magnez i w każde z takich miejsc chcielibyśmy pojechać. By się nimi zachwycić, móc je odkryć na nowo, na włąsną rękę, a nie tylko podążać śladami innych. I dlatego, gdy tylko wstępnie nasyciliśmy się pięknym Cayo Coco, udaliśmy się w stronę Cayo Guillermo, wyspy położonej na zachodnim końcu archipelagu. No i niestety… to co zobaczyliśmy, daleko odbiegało od pojęcia „miejsca nie-turystyczne”. Już z mostu łączącego Cayo Coco i Cayo Guillermo zobaczyliśmy pierwsze resorty i jachty. Chwilę później minęliśmy stację benzynową i… delfinarium… i honor wyspy uratowały tylko flamingi stojące sobie jak gdyby nigdy nic w bagniskach tuż przy szosie.

2017_kuba_cayo_guillermo_romano_03

Takich pięknych różowych flamingów nie widzieliśmy nigdy wcześniej! Te, które widzieliśmy kiedyś w Chile lub Boliwii, na dużych wysokościach i w chłodnych temperaturach, były praktycznie białe. A te kubańskie były idealnie różowe. I było ich mnóstwo! Różowe ptaszyska najwidoczniej miały w głębokim poważaniu turystów i ich resorty i chodziły sobie jak gdyby nigdy nic po bagienku, które swoją drogą ma tutaj także lekko różowy odcień.

2017_kuba_cayo_guillermo_romano_15

Dzień później udaliśmy się w kierunku przeciwnym, na Cayo Romano. Wysepkę opisywaną jaką zupełnie dziką. I rzeczywiście taka się okazała, bo nie spotkaliśmy tam żywej duszy. Oprócz dwóch posterunkowych i psa śpiącego przy zardzewiałej latarni morskiej… I oprócz kilku ciężarówek kursujących do wielkiego placu budowy…  O tak, wygląda na to, że już za niedługo Cayo Romano pojawi się w ofertach biur podróży z nowym, lśniącym, pięciogwiazdkowym resortem tuż przy samej plaży… Póki co nie ma tu jeszcze nic, ale oczami wyobraźni widzimy już świeżo położony asfalt i taksówki kursujące pomiędzy hotelami i lotniskiem na Cayo Coco. Plany widać zakrojone są na szeroką skalę i ewidentnie wycelowane w hotele wielkiego formatu. To już tylko kwestia czasu. Może to kwestia tylko kilku lat i na tutejsze plaże będą mieli dostęp tylko turyści all-inclusive?

2017_kuba_cayo_guillermo_romano_19

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *