Zobaczyć Varadero, czy sobie odpuścić? Długo nie mogliśmy się zdecydować co zrobić z tym fantem podczas naszej podróży po Kubie. Z jednej strony zupełnie nie mieliśmy ochoty na wakacje w stylu all inclusive, z których słynie Varadero. Z drugiej jednak strony było nam w sam raz pod drodze do Hawany i do tego kusiła nas ponad 20-to kilometrowa plaża, podobno najpiękniejsza plaża na Kubie. W końcu zdecydowaliśmy się skonfrontować z rzeczywistością to, co o Varadero przeczytaliśmy w przewodnikach.
A przeczytaliśmy wyjątkowo dużo niedobrego. Że za wjazd na półwysep należy zapłacić, że policjanci legitymują Kubańczyków i wpuszczają tylko tych posiadających specjalne przepustki. Że to miejsce, do którego Kubańczycy docierają tylko po to, by pracować za bezcen w branży turystycznej. Że hotelowe restauracje kipią od zagranicznych frykasów, podczas gdy w całym kraju sklepy spożywcze świecą pustkami. Że to półwysep bez kubańskiej autentyczności i bez duszy, nastawiony głównie na zadowalanie zagranicznego turysty…
Pierwszy nasz kontakt z Varadero był raczej negatywny. Samo znalezienie noclegu graniczyło niemalże z cudem, bo choć wybór hoteli i casas particulares był spory, to mizerne warunki i ceny z kosmosu skreślały po kolei każdy obejrzany przybytek. Po trzech tygodniach spędzonych na Kubie dobrze wiedzieliśmy co ile powinno kosztować i nie dawaliśmy się tak łatwo nabić w butelkę. Jeździliśmy po Varadero w tę i we w tę, oglądając zza szyb samochodu to turystyczne miasteczko, tak bardzo różne od miast, które do tej pory widzieliśmy na Kubie. W Varadero nagle wszystkiego zrobiło się dużo: dużo sklepów, dużo restauracji, dużo straganów, dużo atrakcji, dużo turystów… Krążąc tak, oglądając to wszystko i rozmawiając z niekoniecznie miłymi właścicielami casas oraz recepcjonistkami w hotelach, niespodziewanie poznaliśmy jednego dobrodusznego ochroniarza, który w kilku pikantnych słowach podsumował to, co zaczynało nam się układać w głowach. A mianowicie to, że Varadero nie jest dla nas. Na szczęście rozmowa z ochroniarzem zaowocowała szybko umówionym spotkaniem z amigo z sąsiedniego miasteczka, a amigo – rodem z Santorini – szybko i sprawnie znalazł dla nas jedną z lepszych kwater, jakie mieliśmy podczas naszych kubańskich wakacji!
Wylądowaliśmy w sąsiedniej miejscowości Santa Marta, w niewielkim domku z balkonem, w samym centrum kubańskiego blokowiska. Co rano chodziliśmy do kawiarenki, gdzie wraz z Kubańczykami z krwi i kości zajadaliśmy najtańsze i według dzieci najpyszniejsze na Kubie śniadania. Wracając do casy kupowaliśmy owoce z drewnianej przyczepy, a właściciel naszej casy częstował nas słodkim mango lub filiżanką kawy. Wieczorem, po powrocie z plaży, zasiadaliśmy na naszym balkonie i podglądaliśmy życie w kubańskich blokach. Nie było to trudne, ponieważ wszystkie okna i drzwi balkonowe otwarte były na oścież do późnej nocy. Kiedy jednego wieczora zepsuło się nam auto, z pomocą przybył nam brat naszego gospodarza, który okazał się świetnym mechanikiem. A kolejnego dnia zaprosił nas na wspólną wycieczkę wraz z całą swoją rodziną…
Szczerze powiedziawszy trudno było nam się pożegnać z Santa Marta…
Samo Varadero nie skradło naszych serc i szybko doszliśmy do wniosku, że kto widział tylko Varadero, ten nie widział prawdziwej Kuby.
Bo jest to kurort do złudzenia przypominający nadmorskie miejscowości w innych częściach świata. Łatwo się po nim poruszać, bez problemu można wszystko dostać, sklepy są dobrze wyposażone, a restauracje serwują smaczne potrawy i drinki przez cały dzień. Do tego atrakcji turystycznych cała masa – od zorganizowanych wycieczek począwszy, poprzez rejsy, nurkowanie, pływanie z delfinami, lekcje kitesurfingu, odwiedziny u najstarszego kaktusa, czy całonocne imprezowanie w jaskini. Czyli dla każdego coś dobrego a i o nudę trudno.
My, za namową dzieci, do Varadero przyjechaliśmy jednak głównie dla plaży i morza i one nas nie zawiodły! Plaże na Varadero są duże, czyste i ogólnie dostępne. W niektórych miejscach natknęliśmy się na płatne leżaki, ale tak naprawdę bez problemu można się obejść bez inwestowania w miejscówki. Szczególnie że dalej od parasolek i leżaków plaże są jakby pustsze, a woda w morzu tak samo płytka, ciepła i przede wszystkim krystalicznie czysta!
Niemal codziennie w morzu pławiliśmy się do późnych godzin wieczornych, bo żal nam było z niego wychodzić. Szczególnie, że to właśnie w Varadero spędzaliśmy nasze ostatnie dni na Kubie i to tutaj żegnaliśmy się z morzem. Morzem, które zawsze już będziemy wspominać z tęsknotą…
Kuba to moje marzenie! Aktualnie zajmuje czołowe miejsce na mojej liście wyjazdowej. Mam nadzieję, że już w przyszłym roku się uda :) Dzięki za fajne fotki!
Witajcie, wybieramy sie z 1,5 rocznym dzieckiem na Kubę i lądujemy w Varadero, czy możecie polecić wypożyczalnie auta, strone www gdzie można wcześniej zarezerwować i adres Waszego noclegu w Santa Marta? Dziekuje za wszelkie wskazowki
Hej, na Kubie wypożyczalni samochodów nie ma za wiele i wybór ogranicza się w zasadzie do VIA – ładne nowe peugeoty, później cubacar – starsze, biedniejsze chińczyki. Jest też REX i havanaautos, ale raczej w śladowych ilościach. Co do strony www, to spróbowałbym tutaj: http://www.cubacar.info/englisch/index.html. Strona/firma jest niemiecka i jest duża szansa, że nie są naciągaczami. Aktualny cennik możesz pobrać tutaj: http://www.cubacar.info/englisch/cubacar_rental_car_fares_cuba.pdf
Zobacz też na http://cubacaribbean.com/ i https://www.trottermundo.com/en/roundtrips/north-america/cuba-tours/type.cubaauto.html
Niestety nie mam namiarów na nasz nocleg w Santa Marta, opócz danych GPS: N 23 07.463 W 81 17.468. W Varadero trudno jest o nocleg bez rezerwacji, więc koniecznie zabukujcie coś wcześniej przez internet!
PS. Nie zasiedźcie się zbyt długo w Varadero, dużo ładniejsze plaże są na Cayos :)