Życie po powrocie

Życie po powrocie

2015_zycie_po_powrocie_01

Za kilka dni minie rok od kiedy wróciliśmy z naszej niesamowitej 13-to miesięcznej podróży dookoła świata. Jak to było wrócić do rzeczywistości? Gdzie dokładnie wróciliśmy? Jaki był dla nas ten rok? Jak wygląda nasze życie po powrocie? Czy będziemy podróżować dalej? Te pytania stawiają nam niemal wszyscy, którzy wraz z nami naszą podróż przeżywali. Niestety, fakt jest taki, że gdy wróciliśmy to blogowanie zeszło na dalszy plan i zwyczajnie nie mieliśmy kiedy napisać o tym co u nas słychać. Bo ten rok był bardzo, bardzo intensywny! Rozpoczęcie nowego życia wymagało od nas załatwienia miliona przeróżnych spraw i szybko daliśmy się wciągnąć w codzienny rytm przyziemnych obowiązków. Zupełnie nie mieliśmy czasu na to, by uporządkować wspomnienia, przejrzeć zdjęcia i filmy… to nieprawdopodobne, że po roku ciągle mamy na dysku filmy z podróży, których do tej pory nie widzieliśmy! Jest ich cała masa, oglądamy je sobie powolutku, na raty i wspominamy stare dobre czasy w podróży… Dlatego też ciągle tkwimy gdzieś w zawieszeniu… gdzieś pomiędzy normalnym życiem, które bardzo sobie cenimy, a tymi wszystkimi wrażeniami, które zgromadziliśmy w szerokim świecie… Jedno jest pewne – prościej było wrócić fizycznie niż mentalnie.

Gdybyśmy tylko mogli, podróżowalibyśmy dalej. Ale z miesiąca na miesiąc zmniejszały się nasze oszczędności i wiedzieliśmy, że w pewnym momencie trzeba będzie zacząć myśleć o przyszłości. Początkowo nasz plan był taki, że zajmiemy się tym dopiero po powrocie, ale… w pewnym momencie zdarzyło się coś, czego się nie spodziewaliśmy. Kiedy byliśmy jeszcze w Peru, Piotrek dostał pracę w Niemczech. Decyzję podjęliśmy w ciągu kilku dni. Decyzję o powrocie. Od tej pory wiedzieliśmy już, że nasza podróż nie będzie trwać wiecznie, a każdy dodatkowy dzień wakacji był dla nas na wagę złota. Wydłużaliśmy więc naszą podróż do granic możliwości, skracając w ten sposób czas na przygotowanie do startu w nowe życie…

W ostatnich dniach podróży coraz bardziej zaczęło do nas docierać, że nasza przygoda się kończy. 13 miesięcy w podróży to na tyle długo, żeby zapomnieć o normalnym życiu i dlatego wcześniej spodziewaliśmy się, że nasz powrót do rzeczywistości także rozciągnie się w czasie i do normalnego życia będziemy mogli wracać małymi krokami. Tymczasem stało się zupełnie inaczej. Wróciliśmy w ostatniej chwili i nasza podróż skończyła się tak nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Lądowanie w krakowskich Balicach zadziałało na nas jak budzik, który wyrwał nas w środku pięknego snu. Nagle otworzyliśmy oczy i uzmysłowiliśmy sobie, że to już. Czar momentalnie prysł i mimo, że głowy mieliśmy ciągle pełne wrażeń, to jednak podróż od razu została zaszufladkowana gdzieś pomiędzy spełnionymi marzeniami, a wydarzeniami, które wspomina się z myślą „Czy to wydarzyło się naprawdę???”.

W Polsce mieliśmy tylko tydzień. Był to czas podzielony na bycie z rodziną i załatwianie przeróżnych formalności. Tydzień minął jak z bicza trzasł i nim się obejrzeliśmy trzeba było pakować manatki i wracać do punktu startu. Do Niemiec. Tam nie czekało na nas zupełnie nic. Oprócz hotelowego pokoju, który w porównaniu do tych wakacyjnych okazał się mega luksusowym. Przynajmniej w pierwszej chwili. Ania przyzwyczajona do oglądania hotelowych przybytków i naszego wybrzydzania biegała od pokoju do łazienki i zachwycona non stop wołała: „Bierzemy go, bierzemy!”. My także cieszyliśmy się bardzo prozaicznymi rzeczami takimi jak świeża pościel i gorąca woda pod prysznicem!

Wróciliśmy do Niemiec w niedzielę, a w poniedziałek rano trzeba było iść do pracy… Jako że mieliśmy ze sobą tylko zawartość naszych dwóch plecaków, to Piotrek w pierwszy dzień w pracy pojawił się w zakupionych w USA dżinsach i wietnamskim T-shircie :) A Ania i ja rozpoczęłyśmy maraton po urzędach. Trzeba się było zameldować, ubezpieczyć, znaleźć przedszkole i wynająć mieszkanie. To ostatnie zadanie spędzało nam sen z powiek i trwało niestety dobre trzy miesiące. W międzyczasie powoli łapaliśmy doła. Piotrek uwięziony za biurkiem, ja zamknięta w pokoju z jednym oknem, cierpiąca z braku świeżego powietrza i przestrzeni. Pomieszkiwanie w hotelu było dla mnie jednym z trudniejszych poprzyjazdowych doświadczeń. Bo ani to wakacje, ani to „własne” cztery kąty. Do tego dochodziło mnóstwo typowo niemieckich przepisów i czepiania się, od którego odwykliśmy podczas podróży. Przez 13 miesięcy mieliśmy totalną wolność, a teraz ktoś wytykał nam, że powiesiliśmy pranie nie w tym miejscu, które nakazuje regulamin. Drażniło to, oj drażniło. A my każdego dnia tęskniliśmy. Nie tylko do wolności, ale też do słońca, które towarzyszyło nam przez okrągły rok; tęskniliśmy do ruchu, do nowych miejsc, do jedzenia, bardzo tęskniliśmy do rozmów z podobnymi nam ludźmi. W podróży praktycznie zawsze rozmawialiśmy o podróżach. I czyiś i naszych. Wspominaliśmy, dzieliliśmy się doświadczeniami, wymienialiśmy dobre rady. Po powrocie nie było to już takie łatwe…

Ponure jesienne weekendy staraliśmy się spędzać na jeżdżeniu tu i tam. Za oknami przewijały się nam obrazy znane, zdeptane, wielokrotnie zjeżdżone. Mieliśmy wrażenie, jakby nie było nas tutaj zaledwie parę dni, a nie wiele miesięcy. Podróż stawała się coraz bardziej nierzeczywista, podobna niemalże do pięknego snu. Z pomocą w tym temacie przyszedł nam blog i wieczorne nadrabianie zaległości. Dzięki temu przeżywaliśmy podróż jeszcze raz :)

2015_zycie_po_powrocie_03

Ku naszej wielkiej radości nadeszła wiosna. I to z przytupem! Wreszcie udało nam się wynająć mieszkanie i mogliśmy po raz kolejny zacząć życie od nowa! Nabraliśmy wiatru w żagle i przez kolejne miesiące działaliśmy jak na przyspieszonych obrotach – z wiertarką i śrubokrętem w dłoniach ;) Bo w Niemczech wynajmuje się gołe ściany i o wystrój trzeba zadbać samemu. Zamiast wspominać i zwiedzać piękny świat, który czeka tuż za rogiem, kursowaliśmy pomiędzy białymi ścianami, sklepem meblowym, a magazynem, w którym czekało na nas parę naszych rzeczy. Na dłuższą chwilę zamieniliśmy się w architektów i monterów kuchni. Gdy usiedliśmy przy pierwszej kawie zaparzonej w domowym pieleszu świat od razu stał się piękniejszy, a zimowe przygnębienie odeszło do historii! Cieszyliśmy się „własnymi” czterema kątami, spotykaliśmy się ze znajomymi, zaczęliśmy jeździć po Europie: do Polski, Szwajcarii, parokrotnie do Francji oraz na wakacje do Grecji. Te malutkie podróże oraz spotkania z życzliwymi nam ludźmi pomogły nam odnaleźć się w naszej nowej-starej rzeczywistości, a codzienność z każdym dniem cieszyła coraz bardziej. Z każdym dniem czekaliśmy też coraz bardziej niecierpliwie na środek lata, czyli termin który oznaczał nie tylko następną rewolucję w naszym życiu, ale przede wszystkim spełnienie naszego kolejnego wielkiego marzenia. W środku lata na świat przyszedł Patryk – dzidziuś którego obecności brakowało nam podczas naszych wojaży, maluszek wyczekiwany przez nas wszystkich! Nie muszę chyba pisać, że znów w jednej chwili nasze życie zmieniło swój bieg o 180 stopni…

A jak to było z naszym ukochanym starszakiem? Śmiało można powiedzieć, że Ania świetnie dała sobie radę z powrotem do rzeczywistości. Poszło jej to zdecydowanie najlepiej z całej naszej trójki. Być może dlatego, że podróż nie była dla niej aż takim oderwaniem od rzeczywistości jak dla nas. Dla Ani ponad roczna podróż, to po prostu długie wakacje, na jakie oczywiście według Ani należy też wziąć Patryka ;) Fakt jest taki, że Ania bez większych problemów przestawiła się w nowy tryb, w którym nie zmieniamy już pokojów i łóżek, nie śpimy w namiocie, nie jadamy na ulicy i jedynie przez pierwsze kilka tygodni nie potrafiła się pogodzić z faktem, że Piotrek codziennie musi chodzić do pracy. Najzwyczajniej zapomniała, że tak wyglądało nasze życie przed wyjazdem, a podczas podróży normalne stało się dla niej to, że jesteśmy bez przerwy razem. Zdarzały się więc poranne pożegnania z długaśnymi przytulańcami i wilgotnymi oczkami. Ale i to minęło, bo Ania trafiła do fantastycznego przedszkola, które pokochała od razu! Mimo nieznajomości języka zaaklimatyzowała się bardzo szybko w nowym środowisku, zawarła całe mnóstwo nowych znajomości i odnowiła przyjaźnie sprzed podróży. Bezapelacyjnie rówieśnicy nadają teraz sens jej życiu!

W naszych dorosłych głowach za to bardzo się nam namieszało. Po całym roku, który upłynął od powrotu nadal tkwimy gdzieś w zawieszeniu i nie potrafimy jednoznacznie odpowiedzieć sobie na pytanie, jak dalej ma wyglądać nasze życie. Z jednej strony podróż uświadomiła nam, że jesteśmy domatorami i cenimy sobie wygody dnia codziennego. Lubimy własne przytulne łóżko, dużą kuchnię, w której często eksperymentujemy oraz nasłoneczniony balkon, idealny do spędzania letnich wieczorów. Marzymy o małym domku i kawałku trawy… Z drugiej strony podróż otworzyła nam oczy na świat i narobiła smaka na poznanie go więcej i dogłębniej. Stworzenie listy miejsc, w które chcielibyśmy się wybrać mija się z celem, bo przekonaliśmy się na własnej skórze ze każdy zakątek świata jest na swój sposób wyjątkowy. Czasami przekonujemy samych siebie, że pójście na kompromis i wakacyjne wypady będą w stanie załagodzić nieco nasz głód poznawania świata. Jednak doskonale wiemy, że krótsze wypady nie są w stanie dać nam tego, co tak bardzo spodobało nam się podczas naszej podróży – wolności i wiatru we włosach…

Życie po powrocie nie jest łatwe, ale na szczęście odliczamy już dni do kolejnego wyjazdu :) Może nie będzie to roczna podróż dookoła świata, ale na pewno będzie długo, daleko i egzotycznie. I najważniejsze – pierwszy raz pojedziemy w czwórkę!

2015_zycie_po_powrocie_02

40 Comments

      1. Oj, wesoło, wesoło…i jakże absorbująco! Śmieję się, że w pakiecie z kolejnym dzieckiem powinnam dostawać dodatkową rękę. Ciężko mi robić zdjęcia :) Fajnie, że znowu jedziecie w „ciepłe kraje” : )

  1. Ależ super się czytało! Gratuluję i życzę znowu pięknej podróży i dobrych ludzi na drodze.

    My co prawda włóczyliśmy się „tylko” siedem miesięcy, ale czuliśmy się podobnie jak Wy, choć nie wylądowaliśmy tak ostro. No nic, trzeba przyznać, że z podróży to najtrudniejszy jest powrót.

      1. Ależ oczywiście, że warto!
        Wrócić… zastanawiam się czasem czy to w ogóle możliwe, czy to już nie zostaje się w jakimś rozkroku;) Ale tak, powoli się ogarniamy, choć początki były ciężkie i czego się po sobie nigdy nie spodziewałam frustrujące i depresyjne… ale już się uśmiecham od ucha do ucha, więc jest dobrze:D

  2. O rety! Ale ten czas szybko leci ;)
    Trochę „zazdroszczę” spokojnego synka (tak wynika z poprzednich postów). U nas pomimo podróżniczych genów (jakie mieliśmy nadzieję przekazać) Junior przez pierwsze 6 miesięcy życia wydzierał się niemiłosiernie w samochodzie. Szczytem survivalu był kilkudniowy wypad nad morze… Teraz jest już lepiej, ale o dalekich podróżach na razie nie myślimy… ;)

    1. Oszczędnicka, spróbujcie pociąg, może będzie spokojniej ;))))

      Śmieję się, ale tylko dlatego, że Patryk też nie jest takim amatorem samochodu, jak Ania :/ Czasami musimy się nieźle nakombinować i namachać fotelikiem samochodowym zanim w ogóle ruszymy ;) Na szczęście jak już Maluch zaśnie, to śpi spokojnie. Choć i tak jeszcze nie było tak, jak w przypadku Ani, która nie dość że zasypiała zaraz po przekręceniu kluczyka w stacyjce, to jeszcze w wieku 5 miesięcy przespała w samochodzie całe 9 godzin, gdy wracaliśmy z Włoch.

  3. Agnieszka

    Bardzo ciekawy wpis! Zastanawiałam się nieraz, jak wyglądał Wasz powrót do rzeczywistości, biorąc pod uwagę, że mnie czasem przychodzi to z trudem po zaledwie kilkutygodniowym wyjeździe. Cieszę się, że mimo zrozumiałej tęsknoty za podróżowaniem, tyle dobrego nadal dzieje się w Waszym życiu i że jest Was teraz czworo :) Życzę Wam, żeby udało Wam się znaleźć jak najlepszą równowagę między tym, czego się chce, a tym, co się musi ;) Pozdrawiam Was serdecznie!

    1. Agnieszka, wydaje mi się, że to właśnie dzieci pomogły nam złapać tą równowagę po powrocie. Bo gdy widzę szczęśliwą Anię, zatraconą w zabawie z najlepszą przyjaciółką, to wcale nie żałuję, że jestem tu gdzie jestem, a nie na plaży pod palmami na przykład ;) Nie mówiąc już o Patryku, na którego nie możemy się napatrzyć i którego nie wymienilibyśmy na żadne najwspanialsze widoki świata ;)

  4. Przeczytałam waszą historię niczym własne wspomnienia.. W tym miesiącu minął rok od kiery wyruszyliśmy w naszą podróż dookoła świata. Podróż trwała 7 miesięcy. Myśleliśmy że zaspokoi nasze podróżnicze marzenia – stało się oczywiście odwrotnie, w myśl zasady „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Z Azji wróciliśmy w trójkę, o czym dowiedzieliśmy się 2 tygodnie przed powrotem do Polski. Teraz czekamy na naszą córkę, która dołączy do nas pod koniec grudnia. Mamy nadzieję że w przyszłym roku będziemy podróżować w 3kę. Pozdrawiam i trzymam kciuki za wasze rodzinne wojaże!

  5. Radek

    Przeczytalem caly Wasz blog, tak od deski do deski. Nieco nostalgicznie czyta sie, kiedy czlowiek po raz kolejny w swoim zyciu dociera do miejsca w ktorym „cos sie konczy, a cos zaczyna”.

    Szczerze podziwiam przedsiebiorczosc z jaka udaje Wam sie podrozowac i isc przez zycie. Dla mnie zaplanowanie wyjazdu z rodzina na camping zaczyna sie na wiele miesiecy przed wakacjami, podczas gdy prawdziwi podroznicy w tym czasie przemierzaja Swiat :).

    Liste miejsc do odwiedzaenia mamy, mysle ze bedziemy mogli nazwac sie szczesliwcami jesli uda nam sie ja zrealizowac w ciagu nadchodzacych 20 lat.

    Dodam, ze tez mamy dwojke dzieciakow, w takiej samej jak Wasza konfiguracji i roznicy wieku :).

    1. Radek, takie komentarze to miód na nasze serca i największa mobilizacja do tego, by pisać dalej :) Fajnie wiedzieć, że jest ktoś kto czyta nasze wypociny. I to od deski do deski!:) Dzięki!

      A jeśli chodzi o planowanie wyjazdu, to ono też nam zajmuje sporo czasu. Lubimy wiedzieć gdzie jedziemy, jaka będzie tam pogoda, co tam zobaczyć, gdzie spać, co zjeść itp. Nie lubimy przepłacać, a to oznacza długie godziny spędzone na przekopywaniu internetu w poszukiwaniu korzystniejszych opcji.
      Ale w gruncie rzeczy to planowanie, to fajna sprawa, bo przeżywamy wyjazd zanim jeszcze się na dobre zaczął.
      Tylko pakowanie nie pochłania nam dużo czasu. Zawsze wrzucamy do plecaków podobny zestaw ciuchów i zawartość pudła z „wyjazdowymi rzeczami” … i jesteśmy gotowi :)

      Trzymamy kciuki za to, by udało się Wam odwiedzić miejsca o których marzycie! :)
      Pozdrowienia dla Was i Waszych dzieciaków

  6. Ada

    Podróże zmieniają spojrzenie na świat i na siebie, nawet te mniejsza, a co dopiero TAKA podróż. Szkoda, że trzeba je samemu finansować i wracać do pracy ;) Ja czekam również na obiecany wpis o pakowaniu i organizowaniu wyjazdu :) I w ogóle może macie jakieś sprawdzone myki przedwyjazdowe? Z jakiego ubezpieczenia korzystacie na dalekich wyjazdach?
    Powodzenia w kolejnej podróży!

    1. Oj, to prawda bardzo żałowaliśmy gdy trzeba było wsiąść w powrotny samolot. Ale smutki już minęły, bo to nasze normalne życie na szczęście super jest :)
      Nad wpisami o pakowaniu itp pracuje Piotrek, więc będą na pewno! On jak już coś obieca, to obietnicy dotrzymuje ;))

      Pozdrawiamy!

  7. Ila

    Ale sie wzruszyłam ..czytam waszego bloga od samego początku ,ale to chyba pierwszy tak osobisty wpis .my tez wylądowaliśmy w Niemczech .nasz 5 letni syn czuje sie tu jak ryba w wodzie .opanował juz język ,zawarł pierwsze przyjaźnie na smierć i życie :) my co prawda ,niestety,nie mamy za sobą rocznej podróży dookoła swiata ,ale i tak trudno było nam sie tu odnaleźć .niemiecki ordnung irytuje okropnie :) a 14 lipca ,w sam środek lata ,przyszedł na swiat nasz syn Wiktor . Jesteśmy w trakcie wyrabiania mu paszportu .pozdrawiam i czekam niecierpliwie na kolejne wpisy :)

    1. Cieszę się bardzo, że mogę poznać naszego wiernego czytelnika :)))) To bardzo miłe, dowiedzieć się, że jest ktoś, kto nas tak długo czyta!
      A w której części Niemiec mieszkacie? Może gdzieś niedaleko od nas?:D

      Niemiecki ordnung to temat rzeka. Z jednej strony irytuje, z drugiej ułatwia życie. Trzeba go zaakceptować i starać się przyzwyczaić ;) Innego wyjścia nie widzę;)

      Pozdrowienia dla chłopaków! :)

      1. Ila

        W niedersachsen wydaje mi się, że nie daleko :) wzięliśmy na kredyt mały domek na wsi z ogródkiem, żeby chłopcy mieli trochę przestrzeni. I żebyśmy mieli dokąd wracać, jeśli uda nam się ruszyć w końcu poza Europe. Kiedy doprowadzilismy ogród i dom do względnego porządku, zrobiliśmy sobie na podwórku małe ognisko, żeby upiec ziemniaki i kiełbaske i pokazać dzieciom jaka to frajda. Oczywiście ognisko było zabezpieczone, naprawdę małe i palilismy drewnem do kominka. Chwilę później pojechała straż pożarna..haha,wrażenia miały dzieci niezapomniane. Jeszcze wiele się musimy, jak widać, nauczyć o porządku tu panującym.. Jest bezpieczniej, spokojniej, częściej.. Ale trochę brak czasem powietrza.. No i na ziemniaczki z ogniska musimy jeździć do dziadków do Polski :)

        1. Bo to Niemcy właśnie! A ogniska przecież i tak najlepsze są w Polsce :)))

          My wynajmując mieszkanie dowiedzieliśmy się, że jest tutaj specjalne prawo pozwalające grillować na balkonie raz, dokładnie RAZ w tygodniu! I oczywiście pod żadnym pozorem nie wolno w tym celu użyć grilla na węgiel! :))

          Z jednej strony jest to pewne ograniczenie, a z drugiej przez całe lato suszyłam pranie na balkonie i ani raz nie śmierdziało ani wędzonką ani podpałką do grilla.

          PS. Do Niedersachsen na pewno zawitamy, bo kusi nas Brema ;)

  8. Natalia T.

    Piękny i potrzebny wpis! Mnie już sporo takich przemyśleń dopada teraz, zaledwie na półmetku podróży:) Pozdrawiam ciepło z zimowo/jesiennego Kaszmiru;) Całą czwóreczkę!

  9. andzia

    Witam Pani Dominiko .życzę wspaniałych dalszych podróży-już nie nogę się doczekać nowych zdjęć i relacji.To wspaniałe ,że tak wszystko potraficie sobie zaplanować.Dokonać wyboru. Z czegoś zrezygnować!!!!Ja nie umiem ,Tkwię w ogromnej , bezdusznej, nerwowej korporacji i czekam na 2 tygodnie upragnionego urlopu jak na zbawienie, Jeszcze nie zdążą wylecieć mi z głowy tabelki, plany, rozliczenia a już trzeba wracać. Proszę podpowiedzcie gdzie na dwa tygodnie możemy zabrać 13- latka , aby cudnie to wspominał, coś innego zobaczył, coś zapamiętał, dobrze się bawił ,Jeżdzimy razem we 3,4 rodziny autem przez Rumunię ,Bułgarię. zwiedziliśmy ociupinkę Grecji. A może tak wsiąść w samolot i w świat na te króciutkie 2 tygodnie, Nie wiem, nie umiem sama wymyśleć. Głupio mi Panią prosić o porady,Zdaję sobie sprawę ,że

    1. Cześć Andzia! 13-latkowi na pewno przyda się dawka adrenaliny! Zamiast smażyć się na plaży, czy szwendać po mieście i oglądać n-ty zabytek, pomyślcie o jakiś aktywnościach, postawcie sobie jakieś wyzwanie! Jedźcie w góry, zdobądźcie jakiś piękny szczyt, albo przejedźcie na rowerach duży dystans z punktu A do B, śpiąc po drodze pod namiotem. Możliwości jest naprawdę wiele i mimo, że w realizację celu będziecie musieli włożyć dużo wysiłku, to jednak to jest właśnie to, co daje satysfakcję i co się później wspomina w długie zimowe wieczory. Z osobistych rekomendacji – na 2 tygodnie polecam Dolomity i wspinaczkę na via ferratach. Jeśli wygospodarujecie 3 tygodnie lub więcej, wybierzcie się na zachód USA i eksplorujcie amerykańskie parki narodowe. Wrażenia gwarantowane!

  10. Już pewnie jesteście w drodze :) Z niecierpliwością czekam na posta typu JESTEŚMY W/NA …. . To życie codzienne bo tak długiej podróży także ma swoje plusy i może cieszyć, co widać u Was :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *