Zmiana planów

Zmiana planów

2014_usa_soda_lake_03

Po Devils Tower miało być Yellowstone. Niecierpliwie wyczekiwane przez nas miejsce, które planowaliśmy poznać od deski do deski. Niestety prognozy pogody, sprawdzane minimum dwa razy dziennie, uparcie mówiły to samo: deszcz, deszcz, deszcz przez najbliższe parę dni a może nawet i tydzień. Chyba nie chcieliśmy do końca w te prognozy uwierzyć, bo zawzięliśmy się i mimo to pojechaliśmy do Yellowstone. Im bliżej parku byliśmy, tym więcej chmur zbierało się na niebie, a tuż przed samym wjazdem lunęło na dobre. Naiwnie jeszcze łudziliśmy się, że może na drugim końcu parku jest ładniej. Nic z tego. Jedyne co widzieliśmy to białe, zasnute chmurami niebo i tłumy turystów przeskakujących nad kałużami. Zagadany na campingu ranger stwierdził, że jak na jego gust, to będzie jeszcze padać przez ładnych parę dni. Czyli dokładnie tak, jak straszyły prognozy. Odechciało nam się takiego Yellowstone. Stanęliśmy więc na poboczu, no i się zaczęło! Burza mózgów na maksa! :)

To co? Może pojedziemy na północ? Montana brzmi tak … egzotycznie …. Nieee, na północ pojedziemy jeszcze później…

Może w takim razie zachód i do tego Salt Lake City? Dobry pomysł! Wybierzemy się na shopping! Ale, ale … będziemy wakacje na shopping marnować????

No to co? Południe? Może Grand Teton? Piszą w przewodnikach, że tam przez całe lato świeci słońce … a może jakby tak trochę dalej? Utah??? O tak! Utah zawsze brzmi wspaniale! A poza tym popatrz na mapę …  CO tam jest!!!

2014_usa_soda_lake_09

Nie namyślamy się dłużej. Kierujemy się na południe i jedziemy w stronę upragnionego słońca. Na chwilę w południowej części Yellowstone słońce wychodzi zza chmur i od razu świat robi się piękniejszy. Ale tylko na chwilę, bo zaraz zaczyna znowu siąpić… Kilkadziesiąt kilometrów dalej Grand Teton wita nas … deszczem. A jakże by inaczej. Jedziemy więc dalej, mimo że zaczyna już się ściemniać. Tuż za elegancką miejscowością  Jackson zajeżdżamy na prywatny kemping, jednak rzut oka na cennik sprawia, że nie zostajemy tam ani chwili dłużej. 45 USD za rozbicie namiotu, 100 USD za zaparkowanie kamperkiem to ceny prosto z kosmosu. Pół godziny później znajdujemy miejsce, w którym normalnie moglibyśmy rozłożyć namiot, ale mokra trawa wysoka po pas, skutecznie nam to uniemożliwia.

Ania wspaniale daje sobie radę z całodniowym uziemieniem w foteliku, więc trzeba to dziś wykorzystać. Jedziemy jeszcze dalej, obiecując sobie w obliczu deszczu wieczorny luksus jakim może być tylko motel :) Kolejna miejscowość okazuje się jednak kompletnie zapchana i od wszystkich słyszymy „sorry”. W żadnym z motelów NIE MA miejsca, oficjalnych kempingów brak, a do kolejnej sensownej miejscowości trzeba byłoby jechać kolejne kilkadziesiąt mil…

W ostatniej chwili na szczęście przestaje padać i do tego wypatrujemy znak z namiocikiem, skręcamy z głównej drogi i jedziemy dość długo pustą żwirową szosą. Mamy trochę stracha – dookoła ciemno jak w … środku nocy, przydrożne znaki informują, żeby uważać na dzikie zwierzęta, cywilizacji ani widu ani słychu. Ale fakt jest taki, że wyboru nie mamy. Jesteśmy zmęczeni, siedzimy na tyłkach już cały dzień i jedyne o czym wszyscy marzymy, to sen. Po parunastu kilometrach szutrowej drogi docieramy na coś jakby parking – płaski teren z małym kibelkiem na uboczu i ledwo widocznym znakiem namiociku informującym o darmowym kempingu! Bierzemy to za dobry omen i rozkładamy nasze obozowisko. Wiatr szarpie rozkładanym namiotem i trochę pokropuje, jednak bez problemu dajemy radę. Zawsze rozkładaliśmy namiot w tempie ekspresowym, tym razem nie jest więc inaczej ;) Zasypiając słyszymy jakieś małe zwierzątka buszujące przy naszym samochodzie.

Nad ranem, po wyjściu z namiotu, nadziwić się nie możemy, że trafiliśmy w tak niesamowite miejsce. Rozbiliśmy się tuż nad brzegiem małego jeziorka  Soda Lake z bąbelkującą wodą, którego dzikie okolice zwiedzamy zaraz po śniadaniu. Lubimy nie tylko takie nagłe zwroty akcji, ale też miejsca znajdujące się zupełnie poza utartym szlakiem, dostępne głównie dla lokalesów i niedźwiedzi. Czas jednak jechać dalej. W stronę słońca …

2014_usa_soda_lake_06

9 Comments

  1. ola

    A korzystacie z http://freecampsites.net/? Bardzo przydatna strona:) W Grand Teton spaliśmy sobie na polance z widokiem na góry, a gdyby nie przyczepa to wjechalibyśmy na drugą polankę, nieco wyżej, jeszcze fajniejszą. Jest też darmowy camping bliżej granicy Yellowstone, nawet planowaliśmy tam się zatrzymać na dłużej, ale jednak Yellowstone jest olbrzymie i dojazdy zeżarłyby nam pół dnia, więc zdecydowaliśmy się na płatny camping w samym parku.
    SLC nam się zupełnie nie podobało, ale południa Utah już Wam zazdroszczę – my tam spędziliśmy ze 2 tygodnie, ale następnym razem pojedziemy na conajmniej miesiąc. No i z darmowymi noclegami tam to już w ogóle nie ma problemu:)
    Pozdrawiamy ciepło,
    8 stóp

  2. Tym razem chodziło o wyścig z deszczem, bo nawet mimo dobrej miejscówki, darmowej czy nie, trudno się rozłożyć, gdy leje. No chyba, że ma się przyczepę ;)

    Najczęściej śpimy w parkach, bo jest tanio i blisko atrakcji i tylko gdy jedziemy z miejsca na miejsce, to rozglądamy się za alternatywami. Freecampsites znamy, ale szukamy też miejscówek na własną rękę, bywa że czasem chyba nie do końca legalnie ;)

    Utah dobrze znamy i od dawna darzymy miłością ;) Byliśmy tam już parę lat temu i będziemy znowu za parę dni! Jeśli pamiętasz jakieś miejscówki do spania, to daj namiary gdzie na południu było fajnie, chętnie skorzystamy :)

    PS. Nasza mapka to nie plany, tylko już zrobiona trasa.

    1. ola

      Eee, legalnie, nielegalnie, jeśli chodzi o noclegi w Stanach to bardzo płynna jest granica:)
      Właśnie spojrzałam na naszego bloga, żeby sobie przypomnieć utahańskie noclegi i zobaczyłam, że my też przez deszcz w Yellowstone plany zmienialiśmy, mieliśmy z Idaho jechać do gejzerów a potem do Utah, zrobiliśmy odwrotnie.
      Noclegi mamy z grubsza opisane na blogu, wszystkie były fajne:) Sporo było bardzo blisko parków, np przy Capitol Reef, czy przy Goblinach. Wyślę Wam coś na maila, może się przyda.
      Bardzo polecam Wam The Wave, nie jest łatwo się dostać, ale jak już się dostaniecie to nie będziecie żałować. No i te wszystkie boczne drogi… Ech, ile bym dała, żeby tam jeszcze pojechać:)
      Pozdrawiam,
      ola

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *