Kolejny przystanek na trasie i zarazem miejsce, które zawsze chcieliśmy zobaczyć. Wysoka osamotniona wieża, wyrastająca tak po prostu pośrodku lasu, to tak naprawdę wielki filar zastygłej miliony lat temu lawy. Na niewielkim parkowym kempingu rozbijamy na noc swój namiocik, a rano wybieramy się na prosty szlak obchodzący skałę wokół. Z lekką zazdrością obserwujemy pobrzękujących sprzętem wspinaczy, którzy albo dopiero podchodzą pod ścianę by zacząć wspinaczkę, albo już są gdzieś w ścianie. Tych na samym szczycie ciężko bez lornetek wyparzyć…
Ciekawostką jest fakt, że pierwsi wspinacze stanęli na szczycie Devils Tower wspinając się … po drewnianych drabinach! Resztki drabin przyczepione są jeszcze w paru miejscach do skalnych ścian i można je nawet wypatrzyć gołym okiem :)
PS. Miniaturową wersję znaleźliśmy dwa lata temu w Europie – to czeska Panska Skala! :D
To jedno zdjęcie to reklama Nałęczowianki?!
Ze sklepu z polską żywnością?
Polska mineralna, i to z każdej rozlewni, to najlepsza woda na świecie. Nie trzeba jej reklamować.
Magiczne miejsce – znam od dawna, choć nigdy tam nie byłem…
kiedyś będzie trzeba się tam wybrać ze sprzętem :)
Jest się gdzie wspinać. Z tego co widziałem, to dróg jest do wyboru, do koloru…
Ja z kolei nigdy o niej nie słyszałam. Niezwykła!
Chyba mało ludzi o niej słyszało, bo wielu ludzi tam nie spotkaliśmy. A co ciekawe, Devils Tower to pierwszy National Monument w USA!
Ta góra mało znana? Lepszej reklamy, jaką zrobił temu obiektowi Steven Spielberg w „Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia”, chyba trudno sobie wyobrazić(?).
Ha! Nawet o tym rozmawialiśmy z jednymi ludźmi na szlaku. Ale jakoś zapomnieliśmy o tym napisać :P