Bo pomiędzy Cusco a Machu Picchu też coś jest i szkoda byłoby to coś zupełnie ominąć. Nie dość że tu krajobrazowo pięknie, to jeszcze historycznie całkiem ciekawie. No i przede wszystkim przyjemnie ciepło!!! Zasiadamy więc na godzinę na rynku w Ollantaytambo i wystawiamy buźki do słońca, jedziemy do kolorowej kopalni soli, gdzie gołymi rękami urabia się sól. Krążymy po lądowisku UFO oraz zatrzymujemy się na kurację w Urubambie. Tam też jemy pierwszy dobry peruwiański posiłek, który śni nam się po nocach.
Cusco zwiedzamy bardzo powierzchownie i traktujemy je głównie jako punkt przesiadkowy. Jednego popołudnia ruszamy do turystycznego centrum, by spróbować (a raczej skosztować) lokalnego andyjskiego przysmaku – pieczonej świnki morskiej. To ekskluzywne danie zamawiamy z okazji pożegnalnego obiadu – po 6 tygodniach wspólnej podróży w doli i niedoli rozstajemy się z Magdą i Szymonem. Kurczę no, dobrze nam było! Na tyle dobrze, że przy pożegnalnym miśkowaniu planujemy już kolejny wspólny wyjazd!;)
pamietacie może gdzie jedliśie ten pyszny posiłek, my jesteśmy w drodze do Urubamby i dla odmiany chcielibysmy zjesc cos dobrego w Peru :-)
To było gdzieś tutaj, chyba ten czerwono biały lokal, ale nie dam sobie ręki uciąć. Na pewno na tej ulicy, po tej stronie :) Czyżby kolejny Wasz przystanek to Machu Picchu??
Hej dzieki, już pędzimy na obiad:-)
Huayna Picchu i Machu Picchu juz za nami,koczujemy w Urubambie bo mąż sie strasznie przeziębił i chcemy przeczekać chorubsko w jakimś miłym miejscu
O to Urubamba nadaje się do tego doskonale. Sam się tam kurowałem (i wykurowałem) po kilku dniach nieprzyswajania żadnych pokarmów ;))) Zdrówka życzę i powodzenia w dalszej drodze!