Trzy światy w La Paz

Trzy światy w La Paz

2014_boliwia_la_paz_20

W Uyuni niestety nadplanowo koczujemy jeszcze parę dni, ponieważ tuż po powrocie z Altiplano Anię łapie jakieś zatrucie. Po trzech dniach, podczas których ani się jej nie polepsza ani nie pogarsza, decydujemy się na teleportację do La Paz. Do wyboru mamy jedynie nocny autobus, w którym przez pierwsze cztery godziny czujemy się jak na statku podczas sztormu. Autobus kolebie się na mocno wyboistej drodze, przez okna wciska się do środka pył, a dodatkowo obiecywane boliwijskie ogrzewanie bardziej przypomina nam tajską klimę. Opatulamy się w czapki, kurtki, koce i śpiwory i wygrywamy tę rundę z boliwijskimi środkami transportu.

2014_boliwia_la_paz_02

W La Paz lądujemy przed 6 rano, odczekujemy do świtu na dworcu i taksówką docieramy w turystyczne centrum. Na nasze szczęście przed siódmą rano dostajemy pokój w pierwszym lepszym otwartym hostelu i bezzwłocznie ładujemy się do łóżka.

Budzimy się po południu, ruszamy na miasto i od razu docierają do nas dwie rzeczy. Po pierwsze – jest ciepło! Zrzucamy czapki, kurtki i polary! Od razu chce się żyć! :) Po drugie – trafiamy w sam środek turystycznego centrum i trochę dziwnie się tu czujemy. Jednak wystarczy odejść dwie przecznice dalej i od razu trafiamy do innego świata. Całe chodniki obłożone są przeróżnymi straganami, na ulicy sprzedaje się dosłownie wszystko – sznurki na bieliznę, liny, stare aparaty, owoce, torty, elektronikę. Dodatkowo ulicami przechodzi kolorowy, roztańczony korowód cholit i panów w garniakach. Jest tu tak wesoło, kolorowo … jakoś tak azjatycko :)

2014_boliwia_la_paz_06

Piotrkowi bardzo podoba się to miasto, mi trochę mniej. Chyba za dużo naczytałam się o kradzieżach i nieprzyjemnych sytuacjach mających miejsce właśnie tutaj, więc non stop oglądamy się dookoła siebie, pilnujemy Ani dziesięć razy bardziej niż zazwyczaj, zerkamy na plecaki … Dodatkowo Aniulkowe zatrucie nie przechodzi i gdy zaproponowane przez speca z apteki kropelki nie działają lądujemy na pół dnia w klinice. Tym sposobem znów trafiamy do zupełnie innego świata, w którym wśród lśniących marmurów kompetentny lekarz leczy nam Anię z paskudnej bakterii.

2014_boliwia_la_paz_16

La Paz to też dwa całkiem miłe wypady do El Alto i podmiejskiej Valle de la Luna, kolejnej już doliny księżycowej. Swoją drogą najlipniejszej jaką widzieliśmy. La Paz to także plątanie się po mieście – to w górę to w dół, muzeum instrumentów (w którym Ani najbardziej podobały się łuk i strzały!!!), kościoły, domowe obiadki, kolorowe dodge na ulicach, babskie trzy dni i męska wyprawa …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *