Z zachmurzonej zimnej Salty wyjeżdżamy dość wcześnie, by pokonać trasę osławionego pociągu do chmur. Zamiast do wagonu wsiadamy w naszą srebrną strzałę i drogą numer 51, która gdzieniegdzie przecina się z trasą pociągu, jedziemy do San Antonio de los Cobres. Po niecałych dwóch godzinach wyjeżdżamy ponad chmury i od razu świat robi się piękniejszy :)
Jedziemy argentyńskim szutrem po drodze mijając malutkie osady, ruiny indiańskich wiosek (jedna nawet wybudowana była mniej więcej w czasach Angkor!) i lasy kaktusów. O tym, że pniemy się wysoko pod górę, „mówią” nam nie tylko zakrętasy, ale też pasące się przy drodze lamy i szybujące nad głowami kondory! Tego dnia pobijamy nasz samochodowy rekord wysokości wyjeżdżając na przełęcz na 4080 m n.p.m.
San Antonio de los Cobres to jedna z ciekawszych miejscowości na jakie trafiliśmy w Argentynie. W tym pustynnym górniczym miasteczku, wybudowanym dosłownie w środku niczego, nie ma żadnych drzew, ulicami spacerują stare Indianki, a przy glinianych domach pasą się lamy. Nie ma tu praktycznie żadnych turystów ani towarzyszącej im szopki i chyba właśnie dlatego od razu nam się tu podoba. Na głównym skrzyżowaniu kupujemy przepyszne empanadas i jedziemy pod najsłynniejszą atrakcję regionu – wysoki, wygięty w łuk wiadukt, którym na wysokości 4200 m n.p.m. przejeżdża Tren a las Nubes, pociąg do chmur. Stoimy pod nim z zadartymi głowami i żałujemy, że w tym momencie nie przejeżdża po nim pociąg. To byłoby niesamowite widowisko! Za to wspinaczka stromą ścieżką na szczyt wiaduktu zapiera dech w piersiach. I to dosłownie…;)
Wieczorem w miłej restauracji próbujemy po raz pierwszy mięsa z lamy i wina z okolic Cafayate. Po pierwszym kieliszku zaczyna nam przyjemnie szumieć w głowach i tym sposobem przekonujemy się, jak szybko alkohol idzie do głowy na tych wysokościach ;) Śpimy dziś na wysokości 3775 m n.p.m i objawów choroby wysokościowej na szczęście nie notujemy, ani u siebie ani u Ani, więc cieszymy się już na to co zaplanowaliśmy na przyszłe miesiące! Atacama! Altiplano! Nadciągamy! :)
…tam to można szukać skarbów! Swoją drogą ciekawe, czy mamy bilety na Argentyńskie Linie Kolejowe ;))) ?
No i co ja mogę twórczego tu napisać z mega ponurej, deszczem siąpiącej, wręcz jesiennej Polandii – pięknie, pięknie, pięknie!!! Sklep, stacja :D – DESPERADO!
Nie wiemy jak to jest z tym pociągiem, bo tory przykryte są warstwą pyłu, a jednak podobno czasem jeździ. A na samym wiadukcie zrobiliśmy kolejny FTF ;)
Super! Życzę Wam jak najwięcej takich mało turystycznych miejsc na trasie:)
My Wam też ;)))
Pięknie, piękinie. Piszecie o górnikach, ale już nie napisaliście, co tam kopią.. bo przecież nie sól :-) Dobrze, ze wikipedia chociaż wiedziała, że chodzi o kopalnie miedzi.
No jak co kopią? San Antonio de los Cobres – czyli kopią Cobres, nie mylić z kobrami ;) Zresztą żadnej miedzi tam nie widzieliśmy, więc nie podajemy niepotwierdzonych informacji ;)