W Salcie zatrzymalibyśmy się na nie więcej niż jeden dzień, ale po trzech tygodniach jazdy po argentyńskim outbacku potrzebowaliśmy chwili oddechu. Tu pożegnaliśmy się z samochodem i stąd też kupiliśmy bilety autobusowe do San Pedro de Atacama. Pomiędzy jedną a drugą aktywnością minęło parę dni, które spędziliśmy na tak zwanym nicnierobieniu.
Salta nie przypadła nam specjalnie do gustu. Miasto okazało się znacznie większe niż sobie wyobrażaliśmy i większość czasu było spowite w chmurach. Mieliśmy też spory problem ze znalezieniem noclegu, ale na szczęście mieliśmy jeszcze do dyspozycji samochód, więc jeździliśmy wte i wewte i pukaliśmy od drzwi do drzwi. Cudem udało nam się znaleźć przyjemny i cichy hostel tuż przy samym parku i dwa kroki od dworca autobusowego. Czyli w lokalizacji dla nas idealnej :) Było blisko i do placu zabaw i do karmienia kaczek i do kolejki linowej na górę z pięknym widokiem na miasto. Na nic więcej nie mieliśmy ochoty…no może oprócz wypadów na pizzę i lomo. No i raz na parilladę, czyli różności z grilla, które obwołane zostały przez nas najgorszym posiłkiem wakacji ;)
Tak sobie właśnie myślałam ostatnio- jak to robicie, że wytrzymujecie już kilka miesięcy w podróży na intensywnym poruszaniu się. No i znalazłam odpowiedź:) Kilka dni nicnierobienia i obrazki prawie jak w rodzinnym domu (i czas na karmienie kaczek i wyklejanki się znajdzie:)
Takie stopy mamy coraz częściej, dobrze robią na morale ;) A nożyczki, farby, kredki itp. to obowiązkowy element ekwipunku :)
My będziemy musieli zabrać ze sobą też podręczniki:) Ale skoro Wy macie basenik i wózek (chyba, że już nie wszystko), to myślę, że damy radę!
Wózka pozbyliśmy się pół roku temu w Tajlandii, dziewczyna nam wyrosła ;) Za to wczoraj dokupiliśmy mały grzejniczek i walczymy z nadchodzącą zimą ;) Plecaki wszystko przyjmą, podręczniki pewnie też ;)