Przez Andy

Przez Andy

2014_argentyna_mendoza_05

Przed nami kolejna granica. Tym razem jedziemy z Chile do Argentyny i to w scenerii piękniejszej niż sobie wyobrażaliśmy! Na wysokość 3200 metrów wyjeżdżamy drogą miliona zakrętów podziwiając zza okien autokaru niesamowicie piękne, kolorowe Andy. Przejście graniczne mieści się dopiero po stronie argentyńskiej w wielkiej hali i tam standardowo już nasze bagaże są prześwietlane, by znaleźć przemycone świadomie lub nie owoce, nabiał i ziemię. W budce celnik chilijski siedzi obok argentyńskiego, ustawiamy się więc w kolejce najpierw do jednego, później do drugiego. I choć wydaje się to niemożliwe, to niektórym z naszego autokaru jakimś cudem udaje się przeoczyć jednego z celników i tym samym wyjechać z Chile, ale nie wjechać do Argentyny ;)

Celnik argentyński szuka w paszporcie Ani wolnego miejsca na pieczątkę. Kartkując go uśmiecha się pod nosem i mówi viajera … my uśmiechamy się do siebie i powtarzamy: wiahera, nasza mała wiahera :)

Po wszystkich formalnościach wsiadamy do autokaru, pomocnik kierowcy idzie wzdłuż siedzeń z plastikowym kubeczkiem i woła: „Napiwki zbieram! Napiwki! Może być peso argentyńskie, chilijskie, dolary, cokolwiek!”.  Lokalesi wrzucają monety, mimo że sam przewoźnik sporo za bilety zgarnął, ale kto ich tam wie? Może to jakaś tutejsza tradycja?

2014_argentyna_mendoza_06

Następnie mkniemy  w stronę Mendozy. Po lewej miga nam zaśnieżony szczyt Aconcagua, wyciągamy szyje, żeby choć ułamek prawiesiedmiotysięcznika wypatrzyć… Chwilę później po prawej mijamy Puente del Inca, wykrzykujemy do siebie nawzajem: „Patrz, TEN most!”… i już go nie widać… Co rusz mijamy skaliste góry … czerwone, zielone, kolorowe … i zaczyna do nas docierać fakt, że co jak co, ale Argentyny nie chcemy zwiedzać z okien autokaru!

Gdy tylko lokujemy się w hostelu w Mendozie, to od razu ruszamy na poszukiwania: czarnorynkowego kantoru, osławionego argentyńskiego steka i wypożyczalni samochodów. Punkt pierwszy początkowo wydaje się niesamowicie trudny, ale to tylko dlatego że krążymy złą stroną ulicy i dodatkowo każdy zagadany podejrzanie wyglądający facet pokazuje nam palcem kantor z oficjalnym kursem dolara. Już prawie się poddajemy i zaczynamy realizować punkt drugi poszukiwań, gdy nagle z bramy ktoś mówi do nas półgłosem: „Cambio, cambio, dolares”. Ucieszeni ustalamy kurs sprzedaży zielonych, wchodzimy w głąb bramy, a następnie do lokalu wyglądającego jak nasz polski kantor. Tyle że nie oblepiony żadnymi reklamami ani kursami walut. Szczerze powiedziawszy jestem trochę rozczarowana, bo liczyłam na dużo bardziej podejrzaną atmosferę, mały zadymiony pokoik na tyłach budynku i takie tam sceny jakich się w filmach naoglądało … ale w sumie to najważniejsze jest, że cała operacja odbyła się szybko, sprawnie i „uczciwie”. No i że zarobiliśmy dodatkowe 25% na całej tej wymianie :)

2014_argentyna_mendoza_10

Punkt drugi już nie jest taki prosty. Lądujemy w knajpie dla miejscowych tuż koło hostelu, która to mordowania staje się dla Ani  najwspanialszą knajpą w okolicy i do której na specjalne życzenie wracamy jeszcze raz czy dwa, zawierając przy okazji nowe międzynarodowe przyjaźnie :) Przy wielkiej uciesze Ani poznaliśmy tam dwóch Peruwiańczyków, którzy na hasło Polska krzyczą: „Mundial! Lato! Gooool!”. Ania uczy panów paru polskich słów i daje się wycałować na pożegnanie! Poszukiwania idealnego steka niestety zupełnie nam się nie udają. W cztery dni zjadamy więcej wołowiny niż przeciętnie w dwa miesiące i ciągle nic, żaden ze zjedzonych steków nie śni nam się po nocach… W dodatku wszystko wskazuje na to, że „nasza” mordownia serwuje dużo lepsze potrawy niż „obrusy” w centrum. Chyba mamy pecha … :(

2014_argentyna_mendoza_08

Dla równowagi pecha nie mamy podczas realizacji punktu trzeciego poszukiwań. Wypożyczalni samochodów w Mendozie jest całkiem sporo, obsługa świetnie zna angielski, autka są nowiutkie, a ceny całkiem przystępne. Rezerwujemy więc malutki samochodzik, trasę ustalamy bardzo „z grubsza” i następnego dnia szczęśliwi ruszamy przed siebie! Na jak długo, to się jeszcze okaże … ;)

3 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *