Chcemy jeszcze!

Chcemy jeszcze!

2014_nz_cape_farewell_03

Ten właśnie stan towarzyszył nam niemal cały czas na południowej wyspie. Zazwyczaj przyjeżdżaliśmy gdzieś i już po pięciu minutach żal nam było, że nie możemy tam zostać na dużo dłużej. Chciałoby się godzinami krążyć po okolicy, wjechać w każdą szutrową drogę, czy poleżeć cały dzień nad krystalicznie czystym jeziorem… Podobnie było z Cape Farewell, miejscem które początkowo przyciągnęło nas tylko dlatego, że jest najbardziej na północ wysuniętym krańcem wyspy, do tego zakończonym długim piaszczystym półwyspem podobnym do naszego Helu. Nie spodziewaliśmy się tam niczego nadzwyczajnego, a to co zastaliśmy to pustki, piękne plaże i szlaki wzdłuż niesamowitego klifowego wybrzeża. Mieliśmy zostać jedynie parę godzin, ale bez dłuższego zastanawiania się zostaliśmy na kolejny dzień. Zupełnie przypadkiem znaleźliśmy wyludniony camping, na którym jak zwykle spotkaliśmy niemiecką rodzinę z kilkuletnim dzieckiem. Do tego wkoło wolno biegające konie i stado pawi.

2014_nz_cape_farewell_04

Jednego dnia dotarliśmy do Fossil Point, plaży na której wiał tak mocny wiatr, że niemal można było się na nim położyć, rozłożyć skrzydła i latać ;) Dotarliśmy tam lawirując między pasącymi się owieczkami i ptakami pukeko. Później wybraliśmy się na niewielki odcinek szlaku wzdłuż wybrzeża. Widoki były fantastyczne, drogę znów zachodziły nam beczące barany, a w dole na skałach kwiczały foki.

2014_nz_cape_farewell_10

Na sam koniec zostawiliśmy sobie przepiękną plażę Wharariki, na której nie dość że wyszaleliśmy się na wydmach  jak dzieci, to jeszcze spotkaliśmy stadko młodych fok! Małe foczki, przez Anię nazwane foczynkami, wesoło fikały w jednej z głębokich kałuż, które utworzyły się po odpływie. Ich wygłupy przypominały zabawy niesfornych małych szczeniaków i moglibyśmy tak stać i je oglądać, szczególnie że maluchy ufnie podchodziły bardzo blisko nas i patrzyły nam z zaciekawieniem w oczy ;) Ania za to biegała z jednej strony sadzawki na drugą i pokazywała wszystko dokładnie swojej pluszowej foczce. Oj, ciężko było się rozstać! Później przeszliśmy jeszcze niezły kawałek wzdłuż plaży zachwycając się skalnymi łukami, włażąc do wielkich skalnych jaskiń i oglądając co też rośnie na skałach na dnie morza. To wszystko dzięki odpływowi, który tak wiele odsłania, kiedy woda cofa się na kilka godzin dziennie.

2014_nz_cape_farewell_15

Przeszczęśliwi, ale też nie do końca nasyceni tą fantastyczną okolicą wróciliśmy do samochodu i kilometrami szutrowej drogi pojechaliśmy w stronę cywilizacji. Stało się już regułą, że im więcej szutru mamy do przejechania, w tym ciekawsze miejsce dotrzemy, a Cape Farewell i focza plaża zostały dla nas jednymi z najpiękniejszych miejsc w Nowej Zelandii!

3 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *