Mekong i wodospady

Mekong i wodospady

2014_laos_mekong_01

Laos zawsze kojarzył się nam ze spływem Mekongiem z Huay Xai do Luang Prabang. Właśnie w ten sposób mieliśmy rozpocząć naszą podróż po Laosie i przez długi czas była to dla nas jedyna i tak oczywista opcja, że w ogóle nie braliśmy pod uwagę innych wariantów. A mimo to w ostatniej chwili porobiliśmy roszady w naszym planie i zamiast dwudniowego klimatycznego spływu rzeką wybraliśmy jazdę pospolitym autobusem i ruszyliśmy najpierw na północ do Luang Namtha, a dopiero później w stronę Luang Prabang. Dzięki temu zrobiliśmy dużo mniej kilometrów, co przełożyło się na jakieś 30 godzin mniej w drodze i ciągle udało nam się zobaczyć wszystko to co chcieliśmy. Z wyjątkiem Mekongu…

Do Mekongu dotarliśmy ponownie dopiero pod koniec naszej trasy przez Laos. Tym razem nie mogliśmy go już sobie odpuścić i od razu w pierwszy dzień wybraliśmy się nad rzekę w celu obeznania tematu i znalezienia jakiejś łodzi. Okazało się, że wcale nie trzeba długo szukać bo właściciele łódek już z daleka wypatrują potencjalnych chętnych i krótkim hasłem „boat?” zachęcają do skorzystania ze swoich usług.

2014_laos_mekong_03

Dwa dni później płyniemy już w stronę jaskini Pak Ou. Duża drewniana niebieska łajba, drewniane krzesełka, hamaczek i burczący z tyłu silnik. Słoneczko przyjemnie przypieka i do tego te widoki! Poziom wody jest niski i na brzegu widać wiele drzew z odsłoniętymi korzeniami. Po drodze mijamy większe i mniejsze łajby, które wielu ludziom służą chyba za dom sądząc po antenach satelitarnych i rozwieszonym praniu. Płyniemy tak w górę rzeki jakieś dwie i pół godziny i po drodze zahaczamy jeszcze o wioskę produkującą drobne rękodzieło i trudniącą się destylacją whisky. Taki bimber w połączeniu z kobrami i skorpionami podobno potrafi wyleczyć z niejednej choroby…

2014_laos_mekong_05

Same jaskinie okazują się średnio ciekawe, ale ratuje je położenie nad samą wodą i widok z zewnątrz. Najwięcej radochy mają dzieciaki, szczególnie w górnej grocie, która jest na tyle głęboka i ciemna, że przydają się latarki. Specjalnie na tą okazję kupiliśmy nowe baterie do czołówek, bo po paru miesiącach używania już trochę zbladły ;)

2014_laos_mekong_09

Nie mogliśmy też sobie odmówić drugiej atrakcji okolicy i następnego dnia pojechaliśmy na południe od miasta, do wodospadu Kuang Si. Na miejscu nie zdążyliśmy nawet wejść na szlak, a już czekała nas dłuższa przerwa, a to za sprawą czarnych niedźwiedzi azjatyckich, które akurat miały porę karmienia. Ruszyliśmy dalej dopiero jak już pojadły i rozłożyły się w hamakach…

Wodospad od razu skojarzył nam się z tajskim Erawan, choć od razu widać, że natura miała tu trochę mniejszy rozmach i nie porobiła tylu fajnych sadzawek do kąpania. Co wcale nie oznacza, że wodospad jest mały! Jest na co popatrzeć i jest gdzie połazić, udało się nam nawet wspiąć na sam szczyt i zobaczyć skąd się bierze cała ta woda :)

2014_laos_mekong_15

 

5 Comments

  1. Włóczykijka

    Wspomnienia ożyły:) Myśmy z Laosu przywieźli sobie jedną butelkę tego cudnego trunku- tyle, że nikt jej nie próbował…U szwagra w kolekcji stanęła:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *