Jedziemy w górki

Jedziemy w górki

2014_tajlandia_doi_mae_salong_04

My jednak jesteśmy amatorami czterech kółek! Pożyczyliśmy w Chiang Rai maluteńkie auto i o świcie ruszyliśmy w stronę północnego końca Tajlandii. Pierwszym przystankiem miały być plantacje herbaty w Doi Mae Salong, ale nie odjechaliśmy daleko, gdy zauroczyła nas okolica i zrobiliśmy pierwszy postój. Porośnięty trawą pagórek, rozrzucone na nim wielkie czarne głazy i pasące się między nimi białe koniki od razu skojarzyły nam się ze Szwecją. Takich sielskich widoków to się tutaj w ogóle nie spodziewaliśmy!

2014_tajlandia_doi_mae_salong_05

Znowu ujechaliśmy kawałek i kolejny przystanek. Tym razem przy gorących źródłach, które już z drogi zauroczyły Aniulkę. Widzieliśmy Tajów, którzy przyjechali tu gotować jajka w sadzawkach z prawie wrzącą wodą i mieli do tego specjalne koszyczki. My jajek nie gotowaliśmy, ale za to rozsiedliśmy się przy korytku z z wodą o temperaturze 65 stopni, w którym za namową Ani moczyliśmy stópki przez dobre pół godziny ;)

2014_tajlandia_doi_mae_salong_11

Do Doi Mae Salong dotarliśmy wreszcie w sam raz na obiad, więc najpierw wiadomo … curry z mlekiem kokosowym, pad siew, pad thai, kawusia… a dopiero później rekonesans :) Przypadkowo zaczęliśmy od szkoły, w której poszczególne klasy mieściły się w osobnych bungalowach, wybudowanych po dwóch stronach całkiem wysokich schodów. Pochodziliśmy trochę po tajskiej szkole, bo tam nikt wstępu nie zabrania. Z głośników leciała wesoła muzyczka, dzieciaki myły zęby chlapiąc się przy tym wodą w najlepsze, a inne uczyły się w swoich klasach. Drzwi do klas były otwarte na oścież, więc nieśmiało zaglądaliśmy do środka starając się nie przeszkadzać podczas lekcji.

2014_tajlandia_doi_mae_salong_14

Po tym krótkim spacerku obraliśmy wreszcie kurs na plantacje herbaty. Na pierwszej malutkiej, z karłowatymi, nie szprycowanymi krzaczkami, więc najwidoczniej zupełnie nie „zrobionej” pod turystów rozsiedliśmy się na trawce i relaksowalismy się. Słoneczko przyjemnie grzało i było wokół tak cicho i spokojnie, że przez chwilę czuliśmy się jak na polskiej wsi w pełni lata. Drugą plantację herbaty zwiedzaliśmy już na raty, bo Ania chrapała w samochodzie. A trochę szkoda, bo tam tak pięknie herbatką pachniało, że na pewno jej by się spodobało. Spod plantacji ruszyliśmy w dalszą drogę, w stronę granicy z Birmą …

3 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *