No i dotarliśmy w miejsce, które nam się od dawna marzyło – Cameron Highlands. Z Kuala Lumpur do słynnych plantacji herbaty prowadzi pod górę kręta droga z tysiącem zakrętów, ale ponieważ samo wyprzedzanie nie podnosi wystarczająco adrenaliny, kierowca autobusu zaserwował nam niezapomniane przeżycia w postaci filmu „Szybcy i wściekli”. Przy takiej jeździe to już było jak kino 4D ;) Po drodze minęliśmy jedną plantację herbaty i oczarowani widokami od następnego poranka (taaaa… czyli w naszym wykonaniu od południa) ostro wzięliśmy się za zwiedzanie.
Zaczęliśmy od plantacji, do której mieliśmy najbliżej i łatwo było nam dojechać lokalnym autobusem. Plantacja najmniejsza, ale za to najniżej położona, więc na szczęście pogoda nam dopisała (tzn. nie lało jak z cebra, bo krótkie szałery i mżawki nam nie straszne :P) i mogliśmy spędzić pół dnia chodząc między herbatą. Popodglądaliśmy panie pracujące przy sadzonkach i panów przy goleniu herbacianych krzaczków, a przy okazji powąchaliśmy świeżo ścięte liście upchane do wielkiego wora! Fantastyczny zapach! Na samym wąchaniu oczywiście nie poprzestaliśmy i obowiązkowo usiedliśmy sobie też przy filiżankach miejscowej herbaty.
Do kolejnych, większych plantacji mieliśmy niestety dużo mniej szczęścia bo tradycyjnie już w następne dni pogorszyła się pogoda i lało od rana do wieczora. Ponieważ plantacje BOH nie leżą przy głównej drodze, pierwszy plan przewidywał, że podjedziemy jak najdalej autobusem, a ostatnie kilometry przejdziemy już na piechotę. Ale w takim deszczu nam się to nie uśmiechało, na wycieczkę zorganizowaną nie mieliśmy ochoty, skuter odpadał, pozostała nam więc jedynie taksówka. I był to chyba najlepszy wybór, bo w ten sposób udało nam się dotrzeć do dwóch wielkich plantacji i w przerwach między deszczami pooglądać trochę te wielkie zielone przestrzenie. Choć na drugiej plantacji, to były raczej wielkie białe przestrzenie… mgły :P Przy okazji mogliśmy też wejść do herbacianych fabryk i zobaczyć jak wygląda cały proces, więc od teraz będziemy popijać herbatkę bardziej świadomie :)
cudowne te wzgórza :) kocham herbatę, taką liściastą bez smakowych domieszek ale teraz już nie wiem czy bardziej za smak czy za wygląd ;)
Domi też uwielbia herbatę, ja raczej wolę małą czarną ;) Ale plantacje herbaciane zdecydowanie ładniejsze od kawowych :)
Magiczne miejsce!
Rewelacyjne te plantacje :)
Ahoj!
Możecie mi powiedzieć, jak nazywała się ta najmniejsza plantacja herbaty? Chciałabym odwiedzić coś mniej popularnego.
Dzięki ;)
Ta plantacja to Bharat Tea Plantation. Jest tuż przy głównej drodze, więc na pewno wielu ludzi do niej trafia. Nie przyjeżdżają tam jednak wycieczki zorganizowane, więc najprawdopodobniej znajdziesz tam trochę spokoju ;)))