Tam gdzie żyją kobry

Tam gdzie żyją kobry

2013_malezja_dzungla_02

Gdy tylko w okolicy są jakieś szlaki trekkingowe, to nie możemy sobie ich darować. A trekkingu w dżungli tym bardziej :) Tak przynajmniej myśleliśmy spacerując po „uroczym” Tanah Rata i przeglądając oferty jednodniowych wycieczek. Podpytaliśmy tu i tam, sfotografowaliśmy dobrą mapę i po sytym śniadanku ruszyliśmy w dżunglę już na własną rękę. Zaczęło się niewinnie i mało ciekawie – po betonowej ścieżce szlakiem numer 9 do wodospadu Robinsona, by dopiero po przejściu na szlak 8 doznać prawdziwego jungle experience. Błoto, stromizny, wąskie ścieżynki, palmy, korzenie, przeciskanie się pod konarami i między paprociami oraz dodatkowo oczywiście … deszcz! :) Przez pół godziny cieszyliśmy się dżunglą, po godzinie mieliśmy już jej dość. Po dwóch godzinach nie było sensu się już wracać, a po trzech poprawił nam się humor bo zaczęliśmy wreszcie schodzić ze szczytu i spotkaliśmy pierwszego człowieka. Szlak nr 7, którym wracaliśmy, był jak autostrada w porównaniu do poprzedniego i od razu zrobiło się trochę przyjemniej. Deszcz jednak ciągle padał i chyba też dlatego taki las deszczowy nie przypadł nam do gustu…

2013_malezja_dzungla_07

Nie zniechęciło nas to jednak i kolejnego dnia znów wybraliśmy się do lasu. Tym razem wybraliśmy Mossy Forest, las wiekowych omszałych drzew. Wrażenia fantastyczne, trochę, jak z mrocznych filmów. Szlak króciutki i łatwiutki, drewniane pomosty, schody, raz na czas zadaszone wiaty – idealny spacer na deszczowe popołudnie ;)

Wracając opowiadaliśmy taksówkarzowi o naszych dżunglowych doświadczeniach z poprzedniego dnia i o tym, że chodząc po obślizgłych korzeniach zastanawialiśmy się czy za którymś razem nie wdepniemy w coś żywego. Na to taksówkarz z uśmiechem na ustach zaczął opowieść o zielonych jadowitych wężach i kobrach zamieszkujących okoliczne lasy …

6 Comments

  1. Włóczykijka

    Piękne kolory ma ten las (mimo wszystko…). Co do niebezpiecznych zwierząt, to chyba jednak ciężko na nie trafić, bo mają dużo ostrzejsze zmysły niż my i zwiewają gdzie pieprz rośnie ( albo gdzie herbata…:) Też mi się wydawało, po obejrzeniu dokumentów z serii ,najgroźniejsze bestie świata”. że najlepiej nosa z domu nie wystawiać, ale jeszcze w życiu nie widziałam żadnej dzikiej bestii:) Nie licząc rozjechanych przez samochody żmij tuż przed domem we wsi teściów:)

  2. gwiezdna

    boja się boją i chyba lepiej dla nas – cywilizowanych, że tacy nieogarnięci jesteśmy i sprawiamy sobą wiele hałasu o nic co daje im czas umknąć :) i ogólnie to lepiej chyba o tych niebezpiecznych nie pamiętać zbyt szczegółowo- potem się kopie takiego skorpiona przywleczonego do domu z plaży całkiem beztrosko i ze zdziwieniem patrzy jak żądło nastrasza, bo miał być np. dużym, zdechłym pająkiem ;D oby Was omijały jadowite przygody!

  3. Anita

    Witam. Właśnie trafiłam na waszą stronę. Chciałam zapytać o to nosidełko. Mam synka i szukam czegoś aby wygodnie go trzymać, bo czasami ręce odmawiają nam posłuszeństwa a syn ze względu na stan zdrowia nie jest w stanie spacerować długo.

    1. Anita, przepraszam że tak późno odpisuję, ale dopiero co wróciliśmy z wakacji bez dostępu do internetu ;)
      Nasze sprawdzone nosidło to Ergobaby: nosiłam w nim zarówno Anię parę lat temu jak i teraz Patryka. I na brzuchu i na plecach. Żadne z dzieci nie protestowało ;)))

      Dla Patryka na pierwsze miesiące życia pożyczyłam od koleżanki nosidło Manduca (jest np tutaj na zdjęciach: http://chwytajdzien.pl/2016/01/droga-wodospadow/), które miało fajną wkładkę dla niemowlaków. Teraz jednak wróciliśmy do wysłużonego Ergobaby. W góry chodzimy z Deuterem II, który wydaje nam się dużo wygodniejszy dla dziecka na dłuższych dystansach.

      Pozdrowienia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *