Dosiadamy rumaka

Dosiadamy rumaka

2013_indonezja_sekumpul_03

Koniec już z taplaniem się całymi dniami w basenie, przyszedł czas na zwiedzanie! Pożyczamy skuter i pierwszego dnia ruszamy w góry w kierunku miejscowości Munduk. Ostatnio skuterem jeździliśmy już jakiś czas temu, więc początek jest dość śmieszny ;) Musimy dostosować się do lewostronnego ruchu, przyzwyczaić do tego, że inni nie dość że wyprzedzają nas i z lewej i z prawej strony, to w dodatku przy tym trąbią. Na początku toczymy się więc z 30 km/h, a mi i tak się wydaje, jakbyśmy pędzlili jak szaleni ;) Z każdym zakrętem pniemy się coraz wyżej i wyżej, dziurawą wąską drogą przejeżdżamy przez małe wioseczki. Nie dalej niż 10 kilometrów od turystycznej Loviny jesteśmy nagle wielką atrakcją. Ludzie przyjaźnie się do nas uśmiechają, dzieciaki machają i wołają „Hello”. Żeby nie było nam zbyt dobrze zaczyna padać deszcz. Po raz pierwszy zaraz na początku, po raz drugi już na sporej wysokości, gdzie jest zdecydowanie zimniej i przy zacinającym deszczu zwyczajnie marzniemy. Chronimy się w pierwszej lepszej restauracji, bo „pada jak zebra” i przy ciepłej herbacie czekamy na koniec deszczu. Żałujemy, że nic nie widać oprócz chmur, bo widoki muszą tu być imponujące. Gdy się troszkę przejaśnia widzimy linię brzegową morza, góry, małe wioski…

Później już jest tylko lepiej. Zaczynamy zjeżdżać w dół, więc i powietrze się ociepla. Na jednym z parkingów Ania łapie skuterkowego bakcyla, uczy się zapalać naszego rumaka, trąbić, a nawet gazować!

Na obiad zatrzymujemy się w Singaraja. Znajdujemy tam parę garkuchni i zachowujemy się jakbyśmy tydzień nie jedli! Pochłaniamy smażone banany (pisang goreng), przepyszne krokieto-naleśniki (martabak) i kapitulujemy tylko na widok zupy;) Tego dnia przejechaliśmy 95 kilometrów. Bolą nas tyłki i plecy, ale postanawiamy przedłużyć skuter na następny dzień. Ania szczęśliwa układa kaski do spania i co chwilę sprawdza, czy już mają zamknięte oczy.

2013_indonezja_sekumpul_10

Drugiego dnia kierujemy się w stronę wodospadu Sekumpul. I znów jedziemy i szczerzymy się od ucha do ucha! Chłoniemy widoki, cieszymy się samą jazdą i nawet za bardzo zdjęć nam się nie chce robić, tak nas ta jazda cieszy :) Przerwę robimy oczywiście w przydrożnym warungu, gdzie dostajemy tak smaczny mie goreng (makaron smażony z warzywami i kurczakiem), że od razu zamawiamy dokładkę. Pani patrzy na nas z niedowierzaniem, ale gdy zaczynamy się głaskać po brzuchach i mówić mniam mniam, to zaczyna obierać kolejną porcję warzyw i przygotowuje dla nas świeżutki, pyszny makaron:) Kolejny przystanek robimy przy Świątyni Śmierci. Pan strażnik ubiera nas w sarongi, przepasa szarfami i gada, gada, gada… Jest tak miły, że na pożegnanie Ania podaje mu nawet dłoń, co jest bardzo wyjątkowym wydarzeniem! W Sekumpul parkujemy skuterek u młodego chłopaka i po betonowych mostkach i schodkach idziemy do wodospadu. Aniuta po schodach dzielnie schodzi sama, przechodzi w bród przez rzekę i dochodząc wąską ścieżyną do ogromnego huczącego wodospadu rezygnuje z pomysłu, żeby się w nim wykąpać. My też rezygnujemy, bo woda nie zachęca swoją temperaturą. Stoimy za to dłuższą chwilę z zadartymi do góry głowami i nie możemy się napatrzyć! Dawno już nie widzieliśmy tak ładnego wodospadu!

2013_indonezja_sekumpul_14

W drodze do wioski Ania zasypia w nosidle, więc my wykorzystujemy tą okazję i zasiadamy u „naszego” chłopaka na luwak kopi:) Popijamy „tą” słynną kawę, którą wyselekcjonowały, przetrawiły i wydaliły luwaki – małe łasicowate zwierzątka; dostajemy do spróbowania 7 rodzajów herbat, które w tym gospodarstwie są produkowane … no i przede wszystkim rozmawiamy z całą przemiłą rodziną. Rozmawiamy o wodospadzie, o turystach, o kawie. Podglądamy luwaka i jego kupy, zaglądamy do moździerza, w którym oddziela się ziarna od łupinek kawy i do maleńkiego piecyka, w którym kawa jest wypalana. Gdy Ania się budzi żegnamy się z rodziną i z zapasem bio-kawy i bio-herbaty ruszamy w drogę powrotną. Cały czas obserwujemy góry i niestety stwierdzamy, że tak jak i wczoraj przykryte są chmurami. Musi tam znów padać, a my przecież chcemy zacząć zwiadzać Bali a nie tylko siedzieć na wybrzeżu! Przy wieczornym piwie zaczynamy więc rozważać opcję „samochód” …  Na razie jednak wykupujemy transport do Ubud i zobaczymy co tam zdecydujemy ;)

9 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *