Zdobywamy Bromo

Zdobywamy Bromo

2013_indonezja_bromo_07

Po pełnym przygód wieczorze budzimy się dość późno i jako ostatni zjadamy śniadanie. Wystarcza nam jednak tylko jeden rzut oka w stronę Bromo i Morza Piasków, żeby zakochać się w tym surowym wulkanicznym krajobrazie. Parę razy wyrywa mi się nawet: „Popatrz jak tu cudownie, jak w Stanach!” – co jest największym z możliwych komplementów;) Jakiś czas później cała nasza trójka podąża już w stronę Morza Piasków, czyli pustyni u stóp Bromo. Gdy tylko docieramy do granicy czarnego piachu Aniuta wymyśla zabawę w … poszukiwanie złota. Brudzi się przy tym niemiłosiernie i wciera sobie piach w oczy. Po chwili jakoś jednak ruszamy dalej i stawiamy czoło wiatrowi i piaskowi (a może raczej burzom piaskowym?!), które atakują nas raz po raz. Ania dzielnie wtula się w moje plecy i od czasu do czasu wykrzykuje: „Piasku! Idź sobie!”. Tylko raz, na środku pustyni, mija nas para Szwajcarów a tak to jesteśmy na tym pustkowiu sami. Tylko my i piach, a przed nami dwa wulkany – Gunung Batok, czyli wulkan idealny, fascynujący, porośniety roślinnością stożek i drugi mniejszy, cały pokryty szarym pyłem dymiący Bromo. Jest fantastycznie!

2013_indonezja_bromo_10

Gdy po godzinie docieramy do stóp Bromo zaczynają nas atakować poganiacze koników oferując podwózkę pod schody. Co jak co, ale te parę kroczków pod górę to już dla nas nic strasznego. Ania w połowie wyskakuje z nosidła i po schodach już wychodzi sama;) Non stop próbujemy się chronić przed smagającym nas piaskiem, a w najmniejszej główce rodzi się pomysł na nagrodę za zdobycie wulkanu… Im bliżej szczytu, tym bardziej czuć siarkę, ale nie jest to bardzo drażniący zapach. Docieramy na samą górę, zaglądamy w dół dymiącego krateru, przybijamy sobie po piątce i szybko się ewakuujemy. Piach mamy już wszędzie – w oczach, w uszach, między zębami, nawet za gumką od majtek;) Podczas schodzenia z Bromo Ania prosi nas o wymarzoną nagrodę-niespodziankę: powrót na grzbiecie konika! I tym sposobem drogę powrotną przez Morze Piasków spędzamy w siodłach. Ja trochę przestraszona, a Ania rozśpiewana:) Przez całe popołudnie i wieczór nie możemy się nacieszyć naszą wulkaniczną przygodą.

2013_indonezja_bromo_15

Kolejnego dnia o godzinie 4 rano Piotrek rusza na standardową wycieczkę jeepem, którą mieliśmy wykupioną w pakiecie. Najpierw wschód słońca na Pananjakan – punkcie widokowym z którego dobrze widać Bromo i inne wulkany, a następnie podwózka pod Bromo i grupowe zdobywanie wulkanu. Po 4 godzinach Piotrek wraca rozczarowany, opowiada o marnym wschodzie słońca (bez różowej mgły), szybkim przemknięciu jeepem przez pustynię i tłumach na Bromo. Te jego opowieści tylko potwierdzają to o czym myśleliśmy wczoraj –  jeśli ktoś chce naprawdę poczuć to miejsce, to powinien unikać masówki jak ognia! Warto zakotwiczyć się w wiosce na dwa lub trzy dni i przejść samemu pustynię. Warto pożyczyć jeep i podjechać na Pananjakan, ale w ciągu dnia. Warto też zobaczyć zachód słońca nad wulkanami… To naprawdę jest tak magiczne miejsce, że aż żal, że standardowe wycieczki spłyciły pobyt tam do marnych paru porannych godzin…

5 Comments

    1. Nocleg dostaliśmy razem z całym pakietem, ale wioska i hotele sprawiały wrażenie pustych i trochę wymarłych, więc raczej nie powinno być problemów z noclegiem na własną rękę. Kilka miesięcy temu znajomi po prostu przyjechali pociągiem do Probolinggo i wzięli busa do Bromo, więc całkowicie uzależnili się od biur podróży. Jak będziesz miał więcej czasu to możesz nawet pomyśleć o podejściu na punkt widokowy Pananjakan – to ten, na który wjeżdża się jeepami. Na nogach to w jedną stronę podobno tylko 2 godzinki :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *