Leniwa Dżogdża

Leniwa Dżogdża

2013_indonezja_yogya_12

Tydzień w Yogyakarcie, przez mieszkańców nazywanej w skrócie Dżogdża, minął nam bardzo leniwie. Wypoczywaliśmy na zacienionym tarasie, w hoteliku małym ale umożliwiającym Ani pobieganie, zabawę w chowanego, zbieranie kwiatów czy nawet zamiatanie ogrodu i naszego tarasiku ;) Objadaliśmy się też przepysznym jedzeniem i owocami, których w Indonezji w porównaniu do Nepalu jest całe mnóstwo :) Pozwiedzaliśmy też trochę okolicę,  ale zrobiliśmy to bardzo selektywnie ;)

2013_indonezja_yogya_02

Najpierw wybraliśmy się publicznym transportem do największej buddyjskiej świątyni Borobudur. Już samo dotarcie do niej było niezłą przygodą! Najpierw musieliśmy znaleźć wysokopodłogowy przystanek autobusu miejskiego jadący do stacji Jombor (2A lub 2B), a w Jombor autobusik jadący do Borobudur. Z tym problemu nie było, bo gdy tylko na Jombor pojawiły się nasze blade twarze, to od razu życzliwi Indonezyjczycy pokazali nam drogę do odpowiedniego busa ;) Przez godzinę podziwialiśmy przepiękne zieloniutkie pola ryżowe i palmy za oknami, posłuchaliśmy też paru młodych grajków, którzy umilali nam jazdę śpiewem i grą na lokalnych instrumentach. Sam Borobudur zadziwił nas rozmiarem, a najmilej spędziliśmy czas na pobliskim wzgórzu, gdzie w ciszy i bez tłumów podziwialiśmy potężną świątynię i otaczające je gaje palmowe.

2013_indonezja_yogya_11

Kolejny dzień spędziliśmy oczekując na Batik Show – imprezę, która miała odbywać się na naszej ulicy. Liczyliśmy na wystawę batikowych ciuchów, tradycyjną muzykę i tańce, a zobaczyliśmy pokaz mody na ulicy przy muzyce disco. Mieliśmy nawet swoje 5 minut w całej tej imprezie, kiedy to wracając z agencji turystycznej przypadkiem weszliśmy na wybieg, zostaliśmy obfotografowani, a taniec Piotrka wzbudził większe owacje niż pochód modelek ;)

Następnego dnia wybraliśmy się rikszą, czy może raczej piczakiem, do pałacu wodnego i na targ ptaków. Obydwie te atrakcje moglibyśmy sobie w sumie podarować, ale dobrze, że tego nie zrobiliśmy, bo Ania targ ptaków (a raczej wielki sklep zoologiczny na świeżym powietrzu) cały czas wspomina mówiąc, że dzień z całującymi rybkami był jej najszczęśliwszym ;)

2013_indonezja_yogya_22

Nasz piąty dzień w Dżogdży, to wyprawa na plażę Parangtritis. I znów standardowo wyszliśmy na ulicę i czekaliśmy, aż podjedzie lokalny bus. Życzliwy rikszarz powiedział, że nie ma sensu tarabanić się na przystanek, wystarczy tylko stanąć na skrzyżowaniu i machnąć na odpowiedni autobus. Pogadaliśmy sobie z nim chwilę, po czym zatrzymał dla nas właściwy autobus jadący prosto na plażę :) Po jakiejś godzinie podróży dreptaliśmy już nad morze, a gdy Aniuta zobaczyła wodę i fale, to ze szczęścia zwariowała! Z wody wygoniła nas dopiero burza i biegnąc w ulewnym deszczu w stronę knajpy kupiliśmy na szybko dla Ani nowe ubranie, bo podczas moczenia nóżek dziewczyna zamoczyła wszystko co na sobie miała ;) Z wydostaniem się z Parangtritis nie mieliśmy żadnego problemu. Podczas gdy buszowaliśmy w jednym ze sklepików z przejeżdżającego busa wyskoczył chłopak i zawołał w naszym kierunku: „Dżogdża? Dżogdża???”. Bardzo fajnie być jedynymi białasami w takim miejscu, bo wszyscy lokalni ludzie o ciebie dbają ;))) Dopiero po powrocie do hotelu dotarło do nas, że woda w której moczyliśmy nogi to nie jakieś tam morze, jak wcześniej myśleliśmy, ale sam Ocean Indyjski!

2013_indonezja_yogya_30

Przedostatni dzień w Dżogdży to pakowanie do dalszej drogi a wieczorem indonezyjski balet, czyli Ramayana. Długo zastanawialiśmy się, czy to dobry pomysł, bo balety zaczynały się po zmroku, trwały prawie 2 godziny no i jeszcze wybraliśmy te pod świątynią Prambanan. Baliśmy się o to, czy Ani się spodoba i czy wytrzyma do dziesiątej wieczór, ale reakcja Ani przekroczyła nasze najśmielsze oczekiwania! Postaraliśmy się o całą otoczkę i w trakcie przedstawienia opowiadaliśmy jej historię o porwanej księżniczce, dobrym i złym księciu, armii małp… Młoda przez całe dwie godziny oglądała balet z rozdziawioną buzią, a po przedstawieniu powiedziała, że było CUDOWNIE! I że chce przyjść jeszcze raz :)

8 Comments

    1. Barbie kupiona na pchlim targu tuż przed samiutkim wyjazdem nie ma wyboru i zalicza z nami wszystkie atrakcje! Ostatnio nawet na wulkanie była :)

      Indonezja jest cudowna to fakt! Aż by się chciało spędzić tu trochę więcej czasu niż tylko 30 dni ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *