Wyprawa w dżunglę

Wyprawa w dżunglę

2012_tajlandia_bottle_beach_03

To do nas niepodobne – przyjechać nad morze i kilka dni pod rząd wybierać się  na tą samą plażę. Dlatego też jednego ranka wpadłam na genialny pomysł – okej, pójdziemy na plażę,  ale na tą, na którą najtrudniej na wyspie się dostać. Na Bottle Beach.

Skusiła mnie mapa, na której droga do plaży butelkowej miała być godzinnym dreptaniem przez las, okraszonym pięknymi widokami. Piotrek się zgodził, Ania poprosiła o kask (bo była pewna, że znów będziemy skuterem jeździć), a taksówkarz, któremu wyjaśniliśmy gdzie ma nas zawieźć zrobił wielkie oczy! Zaczął odradzać, mówić że słyszał tam jest trudno, że może lepiej popłynąć łódką, że sam tam nigdy nie był …

My uparcie pukaliśmy palcem w mapę, w miejsce w które chcieliśmy dojechać. I pojechaliśmy. Taksówkarz wysadził nas w środku niczego, z szerokim uśmiechem na twarzy życzył powodzenia i na wszelki wypadek zostawił nam numer swojej komórki.

2012_tajlandia_bottle_beach_01

Zadowoleni ruszyliśmy przed siebie. Skończył się asfalt, a zaczęła się normalna dość dobrze widoczna ścieżka. Zaraz później naszym oczom ukazały się naprawdę piękne widoki, a my zaczęliśmy się wspinać pod górę wypatrując butelek pozatykanych na gałęzie drzew (bo tak właśnie oznaczony jest szlak na Bottle Beach). Widoki robiły się coraz piękniejsze … ale też zagęszczały się krzaki, które zaczynały smyrać Anię to po nóżkach, to po twarzy. W pewnym momencie widoki zniknęły i zrobiło się tak gęsto, ze z nosidłem nie dało się już iść ani kroku dalej, więc nie zastanawiając się długo przełożyliśmy Anię z nosidła do chusty i brnęliśmy lasem trawersując zbocze góry oddzielającej Bottle Beach od reszty świata. Nie było to wcale łatwe. Ścieżeczka wiła to w górę to w dół, my szliśmy przytrzymując się niemal wszystkich rosnących na około drzew, wystających korzeni, czy wielkich kamurów. Z dzieckiem na brzuchu czułam się w tej „dżungli” bardzo niepewnie i gdy po godzinie zerknęliśmy na GPS i stwierdziliśmy, że przed nami drugie tyle … to obydwoje postanowiliśmy zawrócić. Nie mieliśmy przecież pojęcia, co by nas jeszcze mogło czekać.

Powrót „znajomą” ścieżką wcale nie był dużo prostszy. Udało nam się nawet tą ścieżkę zgubić i z powrotem odnaleźć ;) Gdy dotarliśmy do miejsca, w którym rozstaliśmy się z taksówkarzem, byliśmy nieźle spoceni i zmęczeni.

Gdy już stanęliśmy na pewnym gruncie (czyt. na asfalcie) to doszliśmy do wniosku, że nie taki diabeł straszy, jak go malują;) Trasa ta jest wymagająca, ale pokonalibyśmy ją na pewno, gdyby nie fakt, że byliśmy tam z naszym małym szkrabem, którego zwyczajnie na niebezpieczeństwa nie narażamy. Mimo wszystko nie żałujemy tej wyprawy.

Jest się z czego pośmiać ;)

2012_tajlandia_bottle_beach_02

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *