Sandomierz

Sandomierz

2010_polska_sandomierz_05

Po wielu latach spędzonych na jeżdżeniu po Polsce, wreszcie udało nam się zawitać do dwóch miast, które od dawna nas kusiły: do Sandomierza i Kazimierza Dolnego. W Sandomierzu byłam 5 lat temu i bardzo mi się wtedy spodobał, dlatego też koniecznie chciałam wybrać się tam z Piotrkiem i Anią ;)
O Kazimierzu słyszeliśmy tylko opinie, krążące niczym legendy … że jest uroczy, jedyny w swoim rodzaju i koniecznie trzeba go zobaczyć. Wpisaliśmy więc Kazimierz Dolny na naszą prywatną listę „must see before die” ;) i tylko szukaliśmy odpowiedniego momentu na wybranie się tam. Odpowiedni moment nadarzył się teraz. Nudziliśmy się w domu jak mopsy, prognozy pogody na weekend były optymistyczne i co najważniejsze nie mieliśmy innych planów, które uziemiłyby nas w Krakowie. Spakowaliśmy się więc do jednej walizki i ruszyliśmy w drogę w sobotę rano.

2010_polska_sandomierz_01

Prędkość poruszania się i częstotliwość odpoczynków dyktowała Ania, tak więc pierwszy postój na drugie śniadanie wypadł w Pacanowie. Pacanów jest uroczą, cichą mieścinką zdominowaną oczywiście Koziołkiem Matołkiem. Koziołki są wszędzie – rzeźbione na ryneczku, narysowane na ścianach domów, usadzone na dachach – co wg mnie jest naprawdę świetnym pomysłem. Skoro „koziołek mądra głowa wybrał się do Pacanowa”, to należy z tego korzystać i promować mieścinkę :)

Do Sandomierza dojechaliśmy przed porą obiadową, dlatego też zdecydowaliśmy się najpierw na zwiedzenie Podziemnej Trasy Turystycznej. Był to podziemny debiut Ani i po wejściu do pierwszej z piwnic miałam chwilę zwątpienia, bo Ania nagle zaczęła głośno popłakiwać. Zaskoczyły ją najwidoczniej ciemność, tłum ludzi i ogólny ścisk. Na szczęście po wyjściu z pierwszej piwnicy wycieczka rozciągnęła się niczym wąż, a my zostaliśmy na samym końcu. Ania najpierw chciała non stop macać ściany (postanowiłam więc wyciągnąć jej rączki z chusty), później zawarła znajomość z nastoletnim chłopakiem z grupy (dała mu się nawet pogłaskać po ręce!!! szok!!! Pewnie dlatego, że miał w ręku aparat;)), a na sam koniec zaczęła tak głośno śpiewać, że zagłuszyła panią przewodnik :)))) Cała grupa miała niezły ubaw :)))
Ta podziemna trasa jest całkiem niezłą atrakcją Sandomierza. Czasami nawet nie przychodzi nam do głowy, jakie długie podziemne korytarze skrywają się pod płytami rynków miast.

2010_polska_sandomierz_03

Podczas naszego pobytu pod ziemią popsuła się pogoda i zaczęło burczeć nam w brzuchach. Chcieliśmy jak najszybciej znaleźć jakąś przyzwoitą knajpę, w której można byłoby się najeść i zająć Anią. Nie było to łatwe zadanie.
Restauracje były albo zadymione, albo jedyne wolne stoliki znajdowały się przy drzwiach wejściowych :/
Udało nam się w końcu coś znaleźć, ale nie byliśmy specjalnie zadowoleni z jedzenia i obsługi. I bynajmniej nie chodzi mi o to, że nie było krzesełka dla niemowląt, ani miejsca gdzie można by przewinąć Anię (takie restauracje są w PL towarem luksusowym;)).
Po obiedzie pochodziliśmy po sandomierskim rynku aż do zachodu słońca (o godź. 16:00!;)) i ruszyliśmy w stronę Kazimierza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *