Siena

Siena

2010_wlochy_siena_05

Siena miała to nieszczęście, że pojechaliśmy do niej po San Gimignano i oczekiwaliśmy … aż ciężko powiedzieć czego oczekiwaliśmy :) A może po prostu mieliśmy zły dzień? Najpierw krążyliśmy po mieście w poszukiwaniu wolnych miejsc parkingowych. Tym przydługim krążeniem podpadliśmy Ani, bo akurat poszukiwanie wolnego miejsca wypadło w porze na mleczko, więc można się łatwo domyślić, że Aniuta mleczka się głośno domagała :) Gdy już zaparkować się udało, przeszliśmy przez mury do starego miasta i postanowiliśmy napełnić duże brzuchy. I tu kolejna wtopa. Pesto nijakie, a zielona sałata brudna. W tym lokalu jedynie espresso smakowało tak jak powinno. Z lekkim niesmakiem opuściliśmy małą knajpkę i udaliśmy się w kierunku największej atrakcji Sieny – głównego rynku w kształcie muszli. Tam oczywiście przywitały nas tłumy ;) Obeszliśmy rynek wkoło i rozłożyliśmy się na jego ciepłej posadzce tęsknie patrząc na wysoką (102 metry) wieżę Torre del Mangia. Żadne z nas nie miało ochoty wejść samo na wieżę, a wyjście tam z Anią wydawało nam się szaleństwem (poza tym oczywiście znów nie wiedzieliśmy co zrobić z wózkiem), więc wspinaczkę na wieżę odpuściliśmy ;) Za to wraz z tłumem udaliśmy się w stronę katedry. Pięknej pasiastej katedry, wykonanej z białego i czarnego marmuru. Podczas gdy my staliśmy z zadartymi w górę głowami i oglądaliśmy ten niesamowity budynek, co poniektórzy turyści zaczęli się interesować naszą córeczką. Pojawiły się pierwsze zachwyty, cmokania i łaskotanie po stópkach. Przyszło nam wtedy do głowy, że jakby tak mieć do wózka przyczepioną wielką skarbonkę i zbierać euro za te gilgotki i głaski, to moglibyśmy nieźle zarobić podczas naszego urlopu ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *